- Próbujesz
mnie zabić? – warczę do towarzyszki, leżąc na brzuchu i wdychając kurz. Nie
odpowiada mi. W miejscu, do którego dotarłyśmy jest niebywale gorąco i jasno, aż muszę mrużyć oczy.
- Pomóc? – pyta
obcy męski głos, po czym nie czekając na odpowiedź łapie mnie za szmaty, w
które jestem ubrana i podnosi jak
piórko. Unosi mnie na wysokość twarzy i spogląda na mnie ponuro. Jest to
olbrzym postury Bellusa, jak nie większy, łysy, ale z długą, splątaną rudą
brodą. Posiada oczy doświadczonego starca, które patrzą na mnie ze smutkiem.
Ubrany jest w fartuch kowalski i czuć od niego potem. Widzę jak w żyłach pod skórą buzuje mu Umbre. Szybkie zlustrowanie jego wyglądu pozwala stwierdzić, ze bez wątpienia należy do aniołów ciemności.
- Z łaski
swojej postaw mnie! – sapię zawstydzona swoim położeniem, a słysząc jak moje ubranie
trzeszczy w szwach dodaję krzykiem: - Do jasności puszczaj!
- Jo? – rzuca
spoglądając na Ague. W głowie rodzi mi się pytanie czemu się tak do niej zwraca, ale stwierdzam, że to nie czas na to i staram się nawet nie oddychać, aby tylko zmniejszyć nacisk na ubranie.
- Vulcanus to
nasz gość Nebula, Nebula to Vulcanus. – przedstawia nas, a olbrzym nadal mnie
trzyma przyglądając mi się z lekkim zainteresowaniem. - Postaw ją.
Z chwilą gdy
stopy dotykają podłoża oddycham z niewysłowioną ulgą. Agua tłumaczy olbrzymowi
kim jestem, a ja mam chwilę na rozejrzenie się. Znajduję się w kolejnej jaskini.
Tylko, że ta jest ogromna, oceniam, że wielkością dorównuje ze dwóm moim wioskom. Trzeba wytężyć wzrok, aby ujrzeć sklepienia. Jaskinia wygląda, jak
unowocześniona, dobrze wyposażona kuźnia. Kowadła, młoty, piece ale też inne narzędzia widziane w wspomnieniach bardziej współczesnych Animusów, których nazwy nie wyryły mi się w pamięci. Zauważam, że
po jaskini jak w ukropie poruszają się różne postaci. Majestatyczni kowale kujący
żelazo oraz ich zwinni i szybcy pomocnicy, biegający na posyłki. Natomiast na samym środku jaskini znajduje się wielkie palenisko
oświetlające całą jaskinie, ogień jest tak wysoki, że sięga ku sufitowi. Uświadamiam sobie, że nad paleniskiem nie może być sklepienia tylko nad nami jest komin krateru. Buchający tu ogień mieni się różnokolorowo i wydaje
się żywy. Od jego płomieni bije Umbre w czystej postaci. Po bokach znajdują się
mniejsze paleniska. W jaskini panuje ogromny upał, jednak patrząc na płomienie rozumiem, że i tak jest tu chłodniej niż powinno być. Wpatruję się w główny ogień z lękiem i zafascynowaniem, gdy
nagle przez płomienie dostrzegam, że na środku tego ogniska coś stoi. Widać tylko niewyraźny zarys, ale na pewno coś tam się znajduje. Mimo, że wytężam wzrok
nie mogę określić co to takiego, ale mam złe przeczucia.
- To ogromne
klatki, a w niej wiją się pożerane przez ogień dusze. – mówi zimno Vulcanus, który pewnie dostrzegł mój skupiony wzrok.
- Vu to ja tu
oprowadzam, więc nie wtrącaj się – syczy Agua, na co przez chwilę w oczach
olbrzyma widzę jakieś uczucie, jakby lęk (ale dlaczego anioł ciemności maiłby się lękać Animusa?), ale szybko oczy przybierają znów ponury i
obojętny wyraz. – Tak Nebulo, Vulcanus powiedział ci prawdę. Pośrodku stoi
klatka z najczarniejszymi duszami, które skazane są na wieczne płonięcie żywcem
w Płomieniu Otchłani. Obecnie znajdujemy się w najlepszej piekielnie kuźni i właśnie
poznałaś kowala, który zarządza tym miejscem, a jego sława dotarła nawet do świata
ludzi, którzy w czasach antycznych nazywali go bogiem ognia…
- Hefajstos. –
szepczę tylko, ciągle będąc myślami przy płonących duszach. Myśl o wieczności w płomieniach przeraża i paraliżuje mnie na dłuższy moment.
- Brawo. Lubię
wykształcone duszyczki, którym nie trzeba wszystko tłumaczyć. – uśmiecha się Agua
– Jak widzisz przy kowadłach znajdują się kowale będących co do jednego aniołami
ciemności, bo tylko oni są w stanie ujarzmić Płomień i wykuwać przy jego
pomocy. Ich pomocnicy to zbieranina Calo, którzy zasłużyli sobie na wstęp i
zatrudnienie w Kuźni. Vulcanus jest strasznym tradycjonalistą i nie lubi nowinek technicznych ala Ziemia więc mamy tylko małe udogodnienia, a całość opiera się głównie na pracy mięśni i umysłów naszych kowali...
Agua tak się wczuła w tematykę, że prawdopodobnie miała w zamiarze przedstawić mi cały proces powstawania broni i innych produktów z kuźni, ale przerywa jej jeden z Calo,
mały chłopczyk o wielkich czarnych oczach. Podbiega on do mojej przewodniczki i
podaje jej czerwony kamyk. Pod naporem jej zdegustowanego wzroku chłopiec czmycha jakby goniło go stado diabłów.
Zdążyłam mu się jednak trochę przyjrzeć i stwierdzić, że z czarnej czupryny
wystawały mu niewielkie czerwone rogi, a uciekając błysnął zębami, które
wyglądały jak u rekina. Chłopczyk był więc diablikiem. Normalnie można to było
wyczuć jeszcze po odorze siarki, ale w tym miejscu mój nos cały czas narażony jest
na ten odór co utrudnia rozeznanie.
- To Nuntius,
prawda? – pytam Ague o kamień, który w jej dłoniach zrobił się momentalnie
czarny.
- Tak. Wybacz Nebulo, ale muszę zająć się
czymś innym. Zostawiam cię więc pod opieką Vu. – mówi lodowatym tonem i zanim zdążę się odezwać
raźnym krokiem rusza w stronę najbliższego mniejszego paleniska.
- Agua? – wołam i rzucam się w pogoń za
nią, jednak w chwili gdy już mam ją dogonić i chwycić za ramię dziewczyna wchodzi
w niebieskie płomienie. Przez chwile ogień liże moją dłoń, jest przeraźliwie lodowaty. Cofam zaszokowana rękę, a ogień strzela mroźnymi iskrami, cofam się instynktownie. Niebieskie płomienie tańczą
wesoło, a mojej towarzyszki już nie ma. Uświadamiam sobie, że czułam się lepiej,
gdy była przy mnie. Myślę, że chyba nawet byłam w stanie ją polubić. To przerażające
jak szybko się przywiązuję do istot ciemności.