Mimo wszystko jestem zadowolona z
pochwał. Mile podłechtali moje ego. Jednak to nieodpowiedni moment aby
karmić swoją pychę. Mój przeciwnik znów macha szaleńczo przede mną swym
ogromnym młotem. Robię uniki, ciosy mijają moje ciało o milimetry. Czuję na
twarzy podmuchy powietrza, które są wytwarzane podczas brania zamachu przez olbrzyma.
Młot spada z prawej ze świstem. Odchylam się. Za wolno. Czuję potężny ból w ramieniu,
o które broń przeciwnika przecież otarła się tylko. Dociera do mnie, że gdyby uderzenie
było celne to bark uległby makabrycznemu zmiażdżeniu. Oczami wyobraźni widzę
bezwładnie wiszącą prawą kończynę. Grrr.
"Pomóc Ci Nebula?" – pyta z niemaskowaną
troską Risus. Miłe to.
"A co z Angel?" – wysyłam myśl
unikając kolejnych ciosów.
"Bellus opanował już prawie sytuacje"
– odpowiada.
"Prawie?" – pytam, zerkając
ciekawsko w stronę walczących aniołów. Risus stoi lekko na uboczu, a Bellus
ogania się od machającej sztyletem demonicznej dziewczynki jak od natrętnej
muchy. Widać, że już połapał się w jej sposobie walki jednakże ma trudności z
spacyfikowaniem jej. Jest mała, ale w walce nadrabia szybkością. Nie łatwo ją
trafić. - "Jak mucha, co?"
"Haha. Dokładnie. Świetne porównanie"
– śmieje się blond anioł.
Jego śmiech jeszcze dźwięczy mi w
uszach, gdy kolejne zamachnięcie znów ociera się o prawe ramię. Ból staje się
nie do zniesienia. Mam problem z utrzymaniem toporka. Wysmykuje mi się z
zdrętwiałych palców i uderza o betonową podłogę. Tymczasem młot ponownie zbliża
się w moją stronę. Tym razem jednak jest to uderzenie poziome, uciekając przednim
nurkuję. Robiąc przewrót lewą dłonią chwytam wcześniej upuszczoną broń. Oczywiście
zacinając się w paluch. Znów unikam ciosu turlając się po podłodze.
- Do jasności! – wyrywa mi się na głos,
gdy uświadamiam sobie, że dałam się zagnać w kąt.
Kolejny cios widzę jak w zwolnionym tempie.
Młot spada na mnie, a ja nie mam dokąd uciec. Bez przekonania zasłaniam się
toporem, przygotowując się na odesłanie w niebyt. Czuję, że to będzie długi bolesny letarg...