- Agua Grey to jeden z jej pseudonimów, tu
w kuźni rzadko się go używa – odpowiada bez chwili zwłoki, ale w jego oczach
dostrzegam skupienie.
- To jak naprawdę się nazywa ta duszyczka?
– dopytuję chytrze się uśmiechając.
Po tym pytaniu wzrok Vulcanus przez chwilę
ciska morderczymi piorunami. Ale odpowiedzi udziela opanowanym głosem:
- Ma wiele imion, jak zresztą większość
tutaj. A o prawdziwe jej się spytaj. Nie wiem w co wy pogrywacie, ale nie chcę
mieć z tym nic wspólnego. Jasne?
Po czym rusza ku najbliższemu stanowisku
pracy i opowiada o sposobie kucia, a ja drepczę tuż za nim. Nie słucham jednak
jego wykładu, tylko robię sobie analizę zasłyszanych informacji. To co się
dowiedziałam mi wystarczy, aby mnie wreszcie do jasności olśniło! Wszystko nagle
układa się w logiczną całość. Moja nowa koleżaneczka nie jest tym za kogo ją od
początku brałam. Agua, czy jak jej tam, to anioł ciemności, dlatego jej swoboda
nie wydaje mi się już czymś dziwnym, a sposób w jaki udzielała mi odpowiedzi,
był spowodowany tym, że nie może kłamać. Także jej wcześniejszy stosunek do
Vulcanusa jest teraz czymś bardziej jasnym, przecież sam stwierdził, że tu w
kuźni są sobie wszyscy równi. Przypomina mi się jeszcze lęk Vulcanusa podczas
rozmowy z nią. Ale ze mnie idiotka! Ja? - Przewodnik po Mgle - sama zwiodłam
się po przez stereotypowe myślenie. Ona – Agua- Jo jest kimś ważniejszym. Kimś wyżej
postawionym od szefa kuźni. Głupia, głupia, głupia…
- Co tam mruczysz w myślach? Kogo nazywasz
głupią? – pyta Vulcanus patrząc na mnie z politowaniem. Stoimy przy ogromnym
stojaku, na którym równo ułożono najróżniejszy oręż.
- Do jasnej potęgi przestańcie mi szperać
w myślach! – wybucham na całe gardło i znów praca w Kuźni milknie. Wszystkie
oczy patrzą na mnie z zaskoczeniem. – Co się gapicie jakbym wam rodzinę gazetą
wybiła? – rzucam co mi ślina na język przyniesie, nieznacznie przysuwając się
do miejsca, gdzie wiszą dwa sztylety – Mam to wszystko co tu robicie dokładnie tam
gdzie jasność nie dochodzi! Więc niech ktoś mnie zaprowadzi do waszego szefa - Szarego!
Skoro mnie tu sprowadził niech się mną zajmie! Gospodarz za dychę!
Wszyscy patrzą na mnie już nie ze
zaskoczeniem, ale z niekrytą wrogością. Choć trudno w to uwierzyć w jaskini robi
się jeszcze cieplej. To skutek rosnącej w żyłach aniołów Umbre. Cisza wydaje
się jeszcze głębsza.
- Oszalałaś – syczy Vulcanus, ale w
obronnym geście staje do mnie plecami i zasłania mnie przed wzrokiem innych,
którzy bez słowa ruszają ku nam. Wykorzystuję ten moment i odgłos wielu kroków na
szybką kradzież sztyletów i ukrycie je poprzez wczepienie z tyłu głowy we
włosy. Wychylając się za pleców mojego obrońcy zauważam, że Anioły oraz Calo otaczają
nas w wyczekującej ciszy półkolem. Czuję, że chętnie by mnie podsmażyły, pewnie
teraz w myślach pertraktują o mą skromną osobę z Vulcanusem.
- Przepraszam! – krzyczę i wysuwam się za
wielkoluda, co wywołuje ogólną konsternację. – Poniosło mnie! Spanikowałam… - I
lekkim wręcz żartobliwym tonem, wyuczonym od Risusa dodaję - Wiecie to Umbre
tak uderza zwykłym śmiertelnikom do głowy. Szacun dla waszej pracy, waszego
szefa i ogólnie bez urazy.
Nie przynosi to jednak spodziewanego
efektu. Zebrani nadal mordują mnie wzrokiem na tysiąc sposobów. Szybkim ruchem
dopadam znów stojaka, chwytam dwie wspaniale wykute szable i staję w pozycji
gotowej do odparcia ataku.
- Łatwo mnie nie weźmiecie!- warczę najgroźniej
jak potrafię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz