piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 33



- Góra Pokuty to jedyne miejsce, gdzie znajduje się na stałe Płomień Otchłani. Sporadycznie wybucha on też w innych rejonach Piekieł, ale tak jak niespodziewanie się pojawia tak też znika. Dlatego Mons Confessio to zbrojownia całej Czeluści. Jeśli potrzebny jest prawdziwy piekielny miecz czy inna rzecz zahartowana i wykuta w piekielnym ogniu to trzeba się zwrócić do Szarego Rycerza z prośbą o jej wykucie. Ponadto płaci się za te przedmioty setkami dusz. Szary Rycerz nazywał się kiedyś (bardzo, bardzo dawno temu) Płomiennym Rycerzem. Piekielna Szlachta nie lubi prosić i nie znosi tracić zasobów Animusów, dlatego drwiąco aby pokazać, że nie jest kimś ważnym tylko pospolity po kątach nadała mu przydomek Szary. Następnie sam Lucyfer pod sugestiami innych Rycerzy zarządził zmianę przydomka…
- Bał się go? Bał się rosnącego w siłę Szarego Rycerza, prawda? – pytam szczerze zaintrygowana.
- Czemu to zrobił wie tylko on. – szepcze skromnie.
Pff. Co ja myślałam, że jakiś Animus odważy się obgadać Władce Piekieł. Nie zły szacun widocznie ma u poddanych, że nawet za plecami nie chcą go obmawiać.
- Jak na to wszystko zareagował Szary Rycerz? – pytam wracając do głównego tematu.
- Lucek trzyma swoje Królestwo i swoich poddanych krótko. Nikt nie śmie go zdenerwować, bo to grozi straszną karą. Jest ona tak przerażająca, że nikt na nią skazany nigdy już nie był widziany.
- Czyli Szary potulnie podkulił piórka i przyjął przydomek? – pytam zawiedziona.
- Dokładnie – odpowiada dumnie Agua, jakby postępowanie to było jakieś bohaterskie. Zapada cisza. Słychać tylko moje kroki, bo dziewczyna porusza się niespodziewanie bezszelestnie.
W myślach dokonuję podsumowania zdobytych informacji: Szary jest w Piekle istotą bogatą i wpływową, posiadającą wielu niechętnych mu aniołów ciemności w tym samych Rycerzy. Ponadto, trudno powiedzieć jak ma się stosunek Lucyfera do niego- jakby był mu wrogiem to odebrałby mu raczej władze nad Mons Confessio. Chyba, że doprawdy się go boi. Nadal jednak nie wiem po co mu ja…
Nagle omal nie wpadam na towarzyszkę, która zatrzymuje się niespodzianie. Rozglądam się uważnie, ale nie widzę przeszkody. Stoimy po prostu na środku tunelu. Za nami i przed nami widać tylko drogę bez końca. Agua mruczy coś niezrozumiałego pod nosem i nagle sklepienie nad nami rozwiera się, a z powstałej nad nami dziury opuszczona zostaje drabinka. Dziewczyna nie zwlekając wskakuje na nią i z gracja pokonuje kolejne szczeble. Ja nadal stoję jak zdębiała.
- Rusz się Nebula! – krzyczy nie zatrzymując się nawet. – Chyba, że chcesz zostać na tym poziomie. – Gdy tylko to mówi drabinka zaczyna być szybko wciągana do góry. Rzucam się ku przedostatnim szczeblom i mocno trzymam. Chwilę po prostu wiszę, dyndając w powietrzu nogami, daje się wciągać do góry, ale gdy zauważam, że ściany zaczynają się zwężać z trudem podciągam się. Gdy nogi wreszcie znajdują oparcie przyspieszam i w szaleńczym wręcz tempie pokonuje kolejne stopnie. Pnę się w górę, a ściany powoli zbliżają się. Coraz trudniej jest mi opanować szaleńcze myśli o czekającym mnie zmiażdżeniu. Ciągle do góry. Wydaje mi się, że zrobiło się jakoś jaśniej, że już jestem u wylotu, ale ocieram się o napierające z boków ściany. Czuję, że zgniotą mnie na miazgę, ale na szczęście jestem już przy ujściu drabiny. Agua pomaga mi wciągnąć się do góry i w tym momencie podłoże się zasklepia i przejście, którym przed chwilą przeszłyśmy znika jakby go nigdy nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz