Próbuję przesłać im myślowo ostrzeżenie,
lecz zamiast to z gardła wydobywa mi się warkot. Bellus kątem oka spogląda na
blondyna. Pewnie się porozumiewają, ale nie jestem w stanie ich usłyszeć, ani
się z nimi skontaktować. Co gorsze czuję, że mam ogromną ochotę nie patyczkować
się z aniołami ciemności i po prostu rozerwać je na strzępy. Mimo to powoli
wycofuję się, przy czym nie spuszczam wzroku z moich towarzyszy. Risus porusza
się szybciej niż olbrzym, już tylko parę metrów dzieli go ode mnie. Nadal
jednak nie wyciąga miecza.
- Zabije Cię. Musisz się bronić. Atakuj.
Zabij. Pożryj- słyszę znów obcą myśl w głowie.
- Nieeeee! - próbuję zagłuszyć ją. Ale
ona nie daje się. Krzyczy do mnie. Odbija się echem w czaszce.
Risus wyskakuje w powietrze. Jego
skrzydła poruszają się szybko. Czarne pióra prezentują się wspaniale w srebrnej
poświacie. Leci nad moją głową, a raczej moim łbem. Wyciąga sprawnym ruchem
swój Nocti-Gladius. To mi wystarczy. Podrywam się i próbuję go chwycić zębami.
Jest jednak szybszy i w ostatniej chwili unika mojego ataku. W pysku pozostaje
mi tylko jedno jego czarne pióro. Anioł ląduje z mojej lewej strony i kątem oka
rejestruję jak mieczem próbuje zablokować skierowane we mnie uderzenie Bellusa.
Wielkolud jest zaskoczony nagłym pojawieniem się Risusa na drodze jego miecza,
jednak nie daje rady zatrzymać już ciosu. Jego siła z impetem odrzuca przyjaciela
w tył. Dzieję się to właśnie w chwili, gdy w ich stronę odwracam otwartą
paszczę. Blondyn zatrzymuje się, uderzając plecami o moje dolne zęby. Obcy głos
milknie w mojej głowie. Teraz sama muszę zadecydować, co dalej. Bellus spogląda
na mnie z przerażeniem. Wie, że nie jest w stanie uratować swojego kompana.
Sama zamieram w bezruchu. Nie widzę Risusa i boję się ruszyć, bo mogłabym
wyrządzić mu krzywdę. A tego już nie chcę. Cała złość odpłynęła. Mimo to nic
się nie dzieje. Nie wracam do swojej normalnej postaci.
Nagle przed moją
paszczą pojawia się Risus, porusza się powoli, lekko utyka. Kieruje się do wielkoluda.
Ten momentalnie odkłada broń do pochwy. Gdy dociera bliżej przyjaciel porywa go
w swoje mocarne ramiona. A o to i doczekałam się ujrzenia przedziwnej, choć też
szarpiącą za serce sceny uścisku dwóch aniołów ciemności.
:) Miło widzieć powrót - jak zwykle nie mogę się doczekać co dalej. Tylko muszę sobie zrobić kiedyś maraton z całości tekstu bo mi wątki uciekają. Pozdrawiam i życzę wytrwałości
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twoja opowieść :) Przez przypadek odkryłam dzisiaj Twój blog i "połknęłam" od początku do końca Strefę Mgły - było warto. Trzymam kciuki żebyś miała czas i chęci dalej pisać - powodzenia :)
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że ktoś tu jeszcze zagląda. Mam dobre postanowienie wrzucać coś choć raz w miesiącu. Zobaczymy czy dam radę. Pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas :)
OdpowiedzUsuń