wtorek, 25 października 2011

Rozdział 8

      Jakiś czas później siedziałam z Risusem przy ognisku, które rozpaliłam w czasie, gdy on udał się po Animusy.  Manipulant był w letargu, natomiast ten drugi łypał na nas wzrokiem pełnym nienawiści.
"Zanim ruszymy w dalszą pogoń musimy doprowadzić się do porządku- wysłał mi myśl Risus, lustrując mnie wzrokiem. Wróciliśmy do tej formy porozumiewania się ze względu na obecność więźniów.- "Najlepiej teleportujmy się pod Bramę Piekieł i udajmy do mojego lokum w Domu Mroku, gdzie się ogarniemy, ok?"
"No nie wiem, nie możemy tego zrobić tutaj?"- spytałam ciaśniej otulając się kocem.
"I tak musimy odstawić tych dwóch Animusów"- ukazał na zbiegów-" No i dowiedzieć gdzie podziała się reszta naszych zagubionych duszyczek..."
"Czy nikt inny ich nie ściga?"
"Mój kompan Bellus* miał ich wyśledzić"-stwierdził.
"Może już ich złapał?"- spytałam z entuzjazmem.
"Może"- odparł, ale po jego minie widziałam, że szczerze w to wątpi.- "To koniec biwakowania, ruszamy smoczku."
Normalnie zripostowałabym to jakoś, ale obecnie nie czułam się na siłach. A po za tym moje myśli popłynęły już w inną stronę. Piekło to nie jakieś tam turystyczne tereny, gdzie wpadasz, oglądasz i wracasz do siebie. Podobno wizyta w nim pozostawia na kimś kto tam się zapuścił straszliwe piętno. No, dobra przyznam się. Trochę przerażała mnie pierwsza wizyta w Czeluściach. Choć pokrzepiałam się myślą, że to dobra okazja do rozejrzenia się po Piekle. Zawsze mogę tam trafić, nieprawdaż? Fajnie więc by było mieć jakieś pojęcie co do tego jak tam naprawdę jest. I jeszcze co najgorsze on tam gdzieś. Gravis...
"Dobra dasz radę się sama teleportować?"-głos Risusa wyrwał mnie z tych mrocznych myśli. Nie odpowiedziałam mu, tylko od razu przeniosłam się pod Bramę Piekieł. Dzięki temu zapewniłam sobie chwile samotności. Wykorzystałam ją na uspokojenie i odepchnięcie myśli o nim... Na pewno go nie spotkam. Myśl pozytywnie- powtarzałam sobie.
      Brama do Piekieł porażała swoim ogromem i przepychem. Wielkie cztery metrowe wrota wykute z niespotykanego na Ziemi czarno-czerwonego metalu. Ozdobne płaskorzeźby przedstawiały nagie ciała, naturalnego wzrostu splątane ze sobą w przedziwnych pozach. Niewątpliwie artysta, który je stworzył posiadał ogromny talent. Wyglądały bowiem, jak żywe. Choć przez głowę przeszła mi myśl, że to mogli być kiedyś żywi... Wszystko było prawdopodobne. Poza tym Brama ta pulsowała ogromem ciemnej i mroczne energii. Wystarczyło, że stanęłam zbyt blisko a robiło mi się strasznie gorąco.
"Zosia samosia"-stwierdził Risus pojawiając się obok wraz z naszymi więźniami. Po czym spojrzał z szaloną czułością na Bramę i wysłał mi szept-"A o to i drzwi do mego domu. W przenośni oczywiście..."
"Taaa... rozumiem. Aż taka głupia nie jestem."-odpowiedziałam-"A klucze wziąłeś jak wychodziłeś?"
"O kurcze, chyba zapomniałem"- odparł zaniepokojonym tonem.
"Bardzo śmieszne"- parsknęłam- "Wiem, że wystarczy iż położysz na nich dłoń, a staną otworem"
"Gdzie ta cholerna dłoń?"-zachichotał udając że jej szuka po kieszeniach.- "Zawsze mi się gubi.."
"Kretyn..."-rzuciłam z uśmiechem.

Ruszył krok ku Bramie, po czym nagle zatrzymał się i się namyślał.
"Masz stracha?"- zapytałam ironicznie.
Nagle obrócił się twarzą do mnie. Znów miał ten nieodgadnięty wyraz twarzy.
"Co jest?"-spytałam już zaniepokojona.
Szybkim ruchem przybliżył się do mnie. Spojrzał mi w oczy. Lazurowe niebo- przyszła mi myśl do głowy na określenie koloru jego oczu w tym momencie.
"Ufasz mi Nebula?"- zadaje mi pytanie. Dziwne pytanie. On jest aniołem ciemności. A takim nie można mu ufać.
"Tak"- nie potrafię odpowiedzieć wymijająco gdy tak wierci mnie na skroś wzrokiem. Poza tym owijanie nie ma sensu. Oboje wiemy, że gdybym nie ufała powiedziałabym mu to wprost.

Potem wszystko się dzieje niezwykle szybko. Przygarnia mnie do siebie i otacza ramionami.
"Co do cholery robisz? Zachciało Ci się amorów! Puść"-wysłałam mu myśl próbując się oswobodzić, aby choć trochę wydawać się niedostępną. Niech nie myśli, że tak łatwo mu nie ulegnę! Nie odpowiedział. Wierciłam się więc i próbowałam wyrwać się z jego ramion. Ale nie mogłam. Anioł pulsował bowiem energią czerpaną z bliskości wrót. Czułam, że ta energia przepływa z niego we mnie. A więc chce mnie podładować a nie pocałować. Dotarło do mnie. Skrzyczałam się w myślach za idiotyzm. Nagle przepływ energii zwiększył się. Nie było to jednak miłe uczucie. Risus emanował bowiem energią Umbre. Dla kogoś z Piekieł pewnie było by to przyjemne, natomiast dla mnie okropne. Jakbym płonęła od środka. Co innego gdy napędza Cię 60 Wolt własnego zła, a gdy 6milionów Wolt pochodzące od najbardziej plugawych i mrocznych istot. Czułam, że moja psychika tego nie zniesie. Bo nie licząc bólu spowodowanego płonięciem przed oczyma przelatywały mi najgorsze sceny jakie można było sobie wyobrazić. Wspomnienia pełne sadyzmu, bólu i ciemności...
-Risus, prooszę nie-wyszeptałam tuż przed tym zanim poczułam że ogień mnie pochłonął całkowicie...

__________________________________________________________
* łac. Czarujący

piątek, 21 października 2011

Rozdział 7

     Uwolniłam tkwiącą w sobie bestie. A raczej stałam się nią... 
     Wszystko co było dalej to skrawki obrazów i doznań. Przebłyski walki z bestiami. Dużo krwi. Porozrzucane strzępy mięsa jakby ktoś wypatroszył zwierze. Zakrwawiony Risus. Ból. Wściekłość. Odgłosy miażdżonych kości, jęki i ... mlaskanie. Obrzydliwe mlaskanie. Zapach śmierci. Potem błoga ciemność...
       Kolejny przebłysk nastąpił pod wpływem wybuchu bólu w całym ciele. Jakby ktoś mnie rozdzierał na kawałki... Czułam też paraliżujące zimno. Czyjś głos w oddali. Ciężar powiek przytłaczał i uniemożliwiał otwarcie oczu. Potem przyjemny dotyk ciepłych, delikatnych dłoni. Nagle coś otoczyło mnie ciepłem. Potem znów pustka... Z otchłani niebytu wyrywa mnie metaliczny zapach. Męczy one me nozdrza. Czuję ucisk w żołądku. Dziwny posmak w ustach. Uświadamiam sobie, że to smak surowego mięsa. Targają mną mdłości. Zrywam się z miejsca zrzucając z siebie koc i wymiotuję. Pojawiają się czyjeś dłonie które odsuwają na bok moje włosy i podtrzymują je dopóki nie przestaję wyrzucać z siebie tego co zjadłam. Blee...
"Już Ci lepiej?"- głos Risusa w głowie wywołuje falę bólu. 
"Myśl..Boli..."- nie jestem w stanie składnie wyrazić tego co chcę. 
-Może lepiej na razie normalnie się komunikować?- pyta. Ma racje tak jest lepiej.
-Yhy..-jęczę. Nienawidzę w tej chwili siebie i swojego stanu. Bezradność i bezbronność sprawia, że czuję napływ wściekłości. Ogarnij się- mowie do siebie.
-Jak się czujesz Nebula?- pyta się mnie anioł, a troska w jego głosie sprawia, że mobilizuję resztki sił. Pokażę mu, że jestem silna. Że nie potrzebuję jego troski ani pomocy...Wstaję niepewnie i obracam się twarzą do niego. Anioł też nie wygląda zbyt kwitnąco. Lekki cienie pod niebieskimi oczami zdradzają zmęczenie. Liczne zadrapania pokrywają jego szyję i twarz. Włosy posklejane ma krwią, potem i błotem. Spodnie też brudne a w kilku miejscach zieją w nich dziury, odsłaniając kolejne zadrapania i siniaki. Tylko prawie czysta koszula nie pasuje do całej reszty, widocznie musiał ubrać świeżą.
-Już jest powiedzmy okeej- lekko drży mi głos, ale mówię to wyraźnie bez jęków.- Trochę szumi mi w głowie, ale z każdą chwilą będzie coraz lepiej...-nie kłamię, bo doprawdy w to wierzę mimo iż ból się potęguje.
-Wiesz, zawsze wiedziałem, że masz coś w sobie. Ale nigdy nie podejrzewałem, że jest tak dosłownie.- żartobliwy ton daje mi do zrozumienia, że uwierzył- Moja ty bestyjko...
Nie reaguję, skupiona na tym aby ustać na nogach. Ze zdziwieniem patrzę jak Risus skrawkiem swojego rękawa czułym gestem ociera mi usta. Na materiale zostaje czerwona plama. Jego niebieskie oczy mają nieodgadniony wyraz. Nagle łydki zaczynają mi dygotać. Spoglądam zdumiona w dół i zauważam, że mam na siebie długą anielską koszulę, która sięga mi do połowy ud. Nogi mam nagie, ale pokryte czerwono-czarną skorupą. Uświadamiam sobie, że to mieszanina krwi i błota. Na prawej pulsującej bólem łydce mam przesiąknięty już krwią bandaż, kolejne obandażowanie czuje na szyi. Delikatnie je sprawdzam palcami. Boli i krwawi.
-Pamiętasz cokolwiek z tego co się wydarzyło- pyta anioł. Po czym uśmiecha się, na widok tego jak lustruję swój wygląd. - Wyglądasz ekstra w tych bandażach, taka cała w krwi i błocie, wiesz? Tak mrocznie seksownie. Choć przyznam, że lepiej było Ci nago...
Na jego słowa wyrywa mi się z ust wściekłe warknięcie. To wywołuje chichot Risusa. A po chwili uchodzi ze mnie  cała energia. Szybkim niepewnym krokiem wracam do koca i siadam na ziemi otulając się nim.
-Odczep się!- mówię ze zrezygnowaniem- Opowiadaj lepiej co się zdarzyło, bo nie bardzo pamiętam.
-A no więc zacznę od miejsca gdy zniknęłaś we mgle, ok?- pyta podekscytowany możliwością przedstawienia mi rozwoju sytuacji ze swojego punktu widzenia. Daje mu to szanse na pochwalenie się tym jak pokonał Animusy. Nie mam złudzeń co do tego, że na pewno rozłożył ich na łopatki. Skinieniem głowy daję mu przyzwolenie na opowiedzenie mi całego zdarzenia. Twarz rozjaśnia mu uśmiech dzieciaka, który opowiada kolegom o przeżytej wielkiej przygodzie.- Jak pewnie pamiętasz to tego mniejszego miałem już z głowy. Tylko Nocti-Gladius ugrzązł w jego ciele. A w coelusie nie mogłem nic znaleźć. - tu spojrzał na mnie wymownie- Ale udało mi się Noctiego wyrwać. No wiesz, złapałem go mocno a nogą, z kopa odepchnąłem tego Animusa. Dźwięk, który temu towarzyszył...coś wspaniałego...Takie chrupanie zmieszane z...- mówił rozmarzonym głosem.
-Do rzeczy- przerwałam mu, za co posłał mi mordercze spojrzenie.
-Wyrwałem więc miecz w odpowiedniej chwili aby zdążyć zablokować uderzenie tego drugiego. Ukradł on miecz pięknie wykuty w ogniu piekielnym*. Ta broń jest po prostu stworzona do pojedynków i walki jednorącz. Istne cudo. -chrząknęłam demonstracyjnie, a on kontynuował - Ale nie ważne.. Potem Ci go pokażę. No mogę przyznać, że ten wyższy nieźle umiał się obchodzić z bronią jak na Animusa. Jego uderzenia były umiejętne: szybkie ale i silne. Walka z nim byłaby przyjemna, gdyby nie to, że dał się pozbawić broni poprzez zastosowanie prostego manewru. No wiesz, najpierw pchnięcie, zwód, obrót i kołowrotek ręką.- w czasie opisywania odegrał przede mną pantominę ukazującą ten manewr- Obezwładniłem go więc i związałem wraz z rannym kompanem łańcuchem wykutym w ogniu piekielnym. Dodam, że podczas walki doszła do mnie myśl wysłana przez Ciebie. Omal mnie nie drasnął gdyż rozkojarzyłem się przez nią -mrugnął przy tym do mnie zaczepnie, po czym mówił dalej- No więc unieruchomiłem zbiegów i ruszyłem Tobie na pomoc. Zastanawia mnie jedna myśl, miałaś jakąś broń Nebula?
-Eee, no więc... no wiesz, ja... w fetorze walki zapomniałam o tym szczególe- tłumaczyłam się niezdarnie.
-Szczególe, tak?- zapytał drwiąco, po czym zaniósł się szaleńczym śmiechem- Jesteś..
-Tak jestem idiotką- przerwałam mu  przyznając się skwapliwie, czym sprawiłam, że zachichotał.
-Chciałem powiedzieć szalona- rzekł dalej chichocząc- Ale to twoje kajanie się jest urocze..
-Dobra, skończ opowieść tatuśku- zmieniłam nie wygodny temat.
-Jak pani każe- odparł i wrócił do wątku- Szukając Ciebie usłyszałem tupot bestii. Domyśliłem się, że uciekasz a one Cię gonią więc ruszyłem w stronę odgłosów. W ogóle nie cierpię tego, że nie można tu latać.**-rzucił z żalem-  Zdziwił mnie fakt, że mgła prawie znikła. Ale cieszyło mnie to nagłe zwiększenie widoczności. Dzięki niemu bowiem z daleka was zobaczyłem. Ty... Wiesz zawsze zastanawiałem się jak możesz doprawdy wyglądać pod tym płaszczem. Myślałem, że będziesz kruczoczarną, dobrze zbudowaną kobietą o wyrazistych rysach doświadczonej przez życie niewiasty. Miałaś mieć ciemną karnacje i wąskie usta. A tu proszę, wyglądasz z twarzy jak porcelanowa dziewczynka; i tylko te oczy zdradzają, że masz więcej niż 16 lat. Choć ciałko masz całkiem, całkiem kobiece- zamruczał seksownie, jednak nie reagowałam wiedząc, że o to mu właśnie chodzi- Te twoje piękne, długie nogi... A usta, heh... W ogóle wielkie wow dla całego Twego ciała. - zerknął smutno na mnie zawiedziony brakiem odzewu- Ale widzę, że twoja uroda nie jest dla Ciebie jakąś nowością więc wrócę do opowieści. No więc gdy was zobaczyłem, Ty i bestia...
-Wilkokot- wyrwało mi się.
-Słucham? 
-Tak go w myślach nazwałam- odpowiedziałam szybko.
-No trafna nazwa- pochwalił mnie Risus.- A więc Ty i Wilkokot prawie dotykaliście się nosami i wpatrywaliście w siebie jak zakochani. Zrozumiałem, że zaraz staniesz się bezwolną i dasz się mu pożreć. Ruszyłem więc pędem aby Cię wyciągnąć z tej sytuacji, Ty moja królewno na wieży - zażartował, drażniąc się ze mną w ten sposób- A tu ma królewna w smoka się nagle przemienia... Wiesz mówiąc poważnie stanąłem jak wryty, gdy się zaczęłaś zmieniać. Najpierw klęczysz bezbronna i dziewczęca oko w oko z bestią a tu nagle z Twojego ciała wybucha czerwone, oślepiające światło, odrzucając Wilkokota na 50 metrów. Dodam, że pod moje nogi go rzuciło. Nigdy niczego podobnego nie widziałem. I to natężenie energii Umbre, masakra... Nie wiedziałem, ze tyle mroku czai się wewnątrz Ciebie, Nebula...-mówił to z takim zachwytem jakby trafił mu się Albus Animus***, którego przekabacił na ciemną stronę mocy. Poczułam strach i złość. Strach przed tym, co się kryło we mnie, a złość na Risusa za to, że tak cieszył się z mojego upadku. Bo to był upadek. Nie wiem czy za to nie wyślą mnie do Piekieł.- Słuchasz mnie?
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Że gdy światło znikło, a raczej je wciągnęło z powrotem w ciebie to... Kurde trudno to opisać. Zamiast Ciebie stała tam bestia. I to jaka bestia. Najpiękniejsze stworzenie jakie w swym istnieniu było mi dane oglądać. Ty jako bestia to istny wyraz szaleństwa. Posłuchałaś mojej rady Nebulo. Zaszalałaś- uśmiechnął się z czułością i dumą.
-Jak to coś wyglądało? Spróbuj opisać, ok?- głos mi drżał. 
-Jak smok.
-Smok?- a więc mówiąc o królewnie i smok, mówił po części poważnie.
-Smukła szyja, proporcjonalne kształty, piękne, majestatyczne skrzydła. No może ten pysk trochę przypominający słodką, niewinną psią mordkę psuł wrażenie. Ale to on chyba przez to, że nie pasował do reszty pobudzał niepokój. Bo to było stworzenie istniejące po to by zabijać. Że tak powiem budowa jego pozwalała mu być zabójcą doskonałym. Całe ciało smoka pokrywały bowiem czerwono-czarne łuski o ostrych brzegach. Ogon zakończony był czymś przypominającym maczugę. A słodka niewinna, mordka okazała się być naszpikowaną ostrymi niczym brzytwy kłami. Tak samo miał on ostre szpony. I te płonące wściekłością i rządzą krwi oczy. Mówię Ci, chodzące piękno.
-Piękno? To...- wydukałam- Niiee... Nie potrafię sobie czegoś takiego wyobrazić..- zwiesiłam głowę by nie ujrzał, że oczy zaszły mi łzami.
-Och, Nebulo... Wiem, że sama myśl wydaje Ci się szalona i straszna, ale gdyby nie to mogłabyś nawet na kilka wieków skończyć w bolesnym zawieszeniu... A tak pokonałaś Wilkokota i tego drugiego potwora, tylko z lekko moją pomocą. O czym zaraz Ci opowiem. Mogłaś poznać też dzięki temu lepiej samą siebie. 
-O wielkie dzięki Risusie! -wrzasnęłam- Zawsze chciałam wiedzieć, że siedzi we mnie potwór. Że buzuję aż energią Umbre jak nastolatki hormonami! Może Ty lubisz solarium zwane Piekło, ale mnie to jakoś nie pociąga!
- Uspokój się. -odparł zadziwiająco bez cienia złości- Jako przewodnik powinnaś sama wiedzieć, że należy poznać i zrozumieć bestie aby móc ją opanować.  
- Chyba nie zrozumiałeś. Ta bestia nie jest we mnie, to ja jestem nią.
- To Ty nie słuchasz... -rzekł przewracając oczyma- Nie masz jej eliminować ale ją o-p-a-n-o-w-a-ć! To nie Ty masz być nią, tylko ona Tobą.
-Masło maślane- odburknęłam. Jednakże w środku zapamiętałam tą typowo szaloną radę.- Opowiedz jak to było z tymi bestiami. 
-Dobra, ale przemyśl Nebulo moje słowa, ok?- spytał wpatrując się we mnie wyczekująco.
-Zakodowałam-odrzekłam kpiąco.
-To tak, kiedy zamieniłaś się w smoka Wilkokot leżał u mych stóp, a druga bestia znajdowała się bliżej Ciebie...
-Smoka-poprawiłam- mów o nim smok, ok?
-Jak chcesz, ale to głupota- stwierdził- Korzystając z okazji, że Wilkokot jest lekko oszołomiony rzuciłem się na niego. Jednak okazał się czujny, uchylił się przed ciosem a ja trafiłem w powietrze. Tymczasem Ty... To znaczy smok zajął się drugą bestią. Z tego co kątem oka zdołałem zobaczyć walcząc z Wilkokotem. Smok najpierw walnął niedźwiadko- jeża końcem ogona ogłuszając go. Następnie szponami rozorał szyje, pozbywając się z niej kawałka skóry wraz z tymi kolcami i zatopił w jego szyi kły. Potem nie wiem co się działo, bo dostałem łapą przez głowę i upadłem. Udało mi się uniknąć przed kilkoma kolejnymi ciosami łapą, ale też kilka razy nieźle oberwałem. Turlałem się w błocie jak młodzież na Woodstocku. Z tą różnicą, że ja unikałem łap, zębów i wzroku tej pieprzonej bestii. I pewnie było by ze mną krucho gdyby smok nie porzucił swojej zdobyczy i nie zajął się moim napastnikiem. Dzięki temu odczołgałem się i przetrząsnęłam ekwipunek w poszukiwaniu kuszy. W tym czasie Wilkokot dzielnie walczył z większym przeciwnikiem. Udało mu się nawet wgryźć się w łapę smokowi. Stąd ta rana na Twojej nodze.
-A co mi się stało w szyje, w takim razie?- spytałam z zaciekawieniem.
-Okazało się, że ta druga bestia żyje tylko ją zamroczyło. I kiedy doszła do siebie, wpadła w istny szał spowodowany chyba bólem. Rzuciła się ona z boku na smoka zajętego Wilkokotem i wczepiła w szyje. Na szczęście znalazłem już kuszę i po wycelowaniu strzeliłem.
-Mam nadzieję, że trafiłeś.
-Jasne, że tak- oburzył się anioł moimi wątpliwościami. -Ale zdążył on Ci się...no smokowi nieźle wgryźć. Krew ciekła smokowi po całej szyi. Ugodzony bełtem potwór puścił na chwile Twą szyje i wtedy Ty.. to znaczy smok złapał go i zaczął miażdżyć mu kości. -spojrzał na mnie z szacunkiem- Powiem, Ci że odgłos łamanych kości jest taki strasznie... głuchy. To niesamowicie wywołujący ciary na plecach dźwięk. Wilkokot próbował skorzystać z okazji i też zaatakować zranioną już szyje. Tym razem jednak smok był czujny. Złapał go zębami podczas gdy ten był w locie. Kolejne głuchy dźwięk. Podejrzewam, że smok złamał bestii kark. Krew była wszędzie. Dlatego smok stracił przytomność i wtedy znów stałaś się sobą. Leżałaś nago cała pokryta krwią i błotem, byłaś okropnie lodowata. Opatrując Cię myślałem, że już wpadasz w letarg. Ale potem zaczęło Ci się poprawiać...
-Czego mi nie mówisz?- spytałam drżącym głosem. Pamiętałam bowiem odgłos mlaskania i smak surowego mięsa w ustach.
-Czegoś co nie chcesz usłyszeć- odparł.
-Nie chcę, ale powinnam- stwierdziłam, po czym udając lekki ton dodałam:- Domyślam się, że skonsumowałam co nie co...
-To raczej była krwawa uczta- powiedział z mrocznym i Jockerowym uśmiechem, ale po chwili jego ton stał się poważnym: - Myślę, że tylko dzięki temu posiłkowi żyjesz.
Rozumiałam, że może to być prawda. Na pewno było to dobre usprawiedliwienia. Wiedziałam jednak, że ten odgłos mlaskania będzie mnie męczył już na zawsze.
-Czyli to już koniec przygody?- spytałam się. Miałam jak na razie dość przygód.
-Jaki koniec?- spojrzał na mnie ze zdziwienie Risus.
-No, zbiegowie złapani... więc wszystko wróci do normy.
-Nebulo to dopiero początek - wesoły i szalony wyraz jego twarzy upewnił mnie, że anioł mnie nie podpuszcza. 
-O fuck!-pomyślałam rozumiejąc już o co chodzi. -No tak uciekło sześć dusz, złapaliśmy dwie to zostały na wolności cztery...- przekalkulowałam w myślach
-Twój wyraz twarzy mówi, że udało Ci się dokonać pewnego prostego matematycznego działania. Gratuluje matematycznych zdolności- zaśmiał się szelmowsko.
Byłam obolała, zmęczona i zła. A znając moje szczęście czekało nas jeszcze sporo roboty.




___________________________________________________________
* wszystko co wykute zostaje w ogniu piekielnym ma niebywałą trwałość, jest prawie niezniszczalne; tylko kowale będący aniołami ciemności potrafią i mogą korzystać z ognia piekielnego, dostępu bowiem do prawdziwego Płomienia Otchłani mają aniołowie ciemności i tylko one mogą przebywać w bliskim kontakcie z nim bez skutków ubocznych;
** mimo, że nie ma tu przyciągania podpisując "umowę o wynajem" tego miejsca, podpisałam zgodę na to aby uniemożliwić latania w Strefie Mgły, gdyż miało to ułatwić mi pracę (nie miałam ochoty ganiać po przestworzach umiejących latać bestii, jeśli takie by się uwolniły podczas testu);
*** Biała Dusza, nieskazitelnie czyta dusza; na razie na świecie trafiła się jedna taka i została z ciałem do Nieba wzięta;
    

środa, 19 października 2011

Rozdział 6

       Nim zdążyłam jakoś zareagować anioł dzierżył już w swojej dłoni Nocti-Gladiusa. Po czym ruszył w stronę Animusów. Zbiegowie zdążyli się już dogadać między sobą. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie. Myśleli bowiem, że z aniołem jesteśmy już daleko i mają trochę czasu przed kolejnym spotkaniem z nami. Mylili się. Risus już nie bawił się w wygłaszanie butnych kwestii i po prostu zaatakował zdumione dusze. Pierwszy cios spadł na manipulanta, który uchylił się, ale trochę za wolno. Miecz trafił go w bark z takim impetem, że rozharatał go aż do piersi. Ranny zawył z bólu w straszliwy sposób. Do wycia Animusa dołączyła się jego bestia, ale nie robiła to z bólu tylko w furii. Wikokot ruszył z impetem ku aniołowi, za nim ruszył drugi zwierz. Musiałam coś zrobić, bo Risus szarpał się z Nocti-Gladiusem zaklinowanym w ciele zbiega. Skupiłam się i oddzieliłam ścianą nieprzeniknionej mgły bestie od anioła i Animusów. Oraz podcięłam brutala, dając mojemu kompanowi trochę czasu.
"Na widły piekielne!"- zaklął myślowo anioł, szperając jedną dłonią w coleusie. Drugą dalej próbował oswobodzić miecz wywołując straszliwe jęki rannego- "Co za burdel zrobiłaś? Nic znaleźć nie idzie!"
"Burdel to tam już był!"- odpowiedziałam.
"Odciągnij bestie, a ja spacyfikuje tych dwóch. Potem Ci pomogę, ok?"-spytał retorycznie, po czym dodał- "Szaleństwo jest najpotężniejszym stanem umysłu więc zaszalej Nebula..."
"Dobra"-stwierdziłam i ruszyłam w stronę ściany
"Bądź ostrożna"- usłyszałam jeszcze jego głos w mojej głowie. Po czym weszłam w ścianę ze mgły. Otuliła mnie ciepłym, wilgotnym całunem, który tak dobrze znałam. Wiedziałam, że gdzieś w tej mgle czają się zdezorientowane lecz wściekłe bestie. Wyczuwałam rosnącą w nich furie. Były o wyciągniecie dłoni lecz nie miały pojęcia, że ja tu jestem. Przywilej Przewodnika to, że on rozdaję karty w grze mającej miejsce w Strefie Mgły. Jednak nie oznaczało to, że nie mogły mi nic zrobić. Byłam bezpieczna dopóki byliśmy w gęstej mgle. Jednak aby odciągnąć je od Risusa musiałam je jakoś zwabić. Jedyny wab jaki przychodził mi do głowy byłam ja sama.
Cholera! Miałam już nie zbyt dużo energii.
      Nie było czasu na dalsze rozważania bo mimo dezorientacji bestie zbliżały się w stronę gdzie zostawiłam Animusy i anioła. Zebrałam energię w sobie i rozwiałam mgłę wokół siebie i stworów. Stałam z prawego boku Wilkokota, który wytęrzył zmysły i nagle zwrócił łeb w moją stronę.
Nie patrz mu w oczy-krzyknęłam w myślach. Cofając dłoń, którą bezrefleksyjnie wyciągnęłam w celu dotknięcia miękko wyglądającej sierści bestii.
Zwierz nadal nie widział mnie dzięki płaszczowi, ale wyczuwał moją bliskość.
"Czas zabawić się w ekshibicjonistkę". -zaśmiałam się, wysyłając tą myśl ku Risusowi. Wiedziałam, że nie powinnam odwracać jego uwagi od dusz, ale nie mogłam się powstrzymać. Poczułam zawód, gdy nie usłyszałam odpowiedzi. A tam. Nie czas na to. Myślami lekko "rozpięłam" płaszcz i zmaterializowałam się w swojej prawdziwej postaci.
      Oczy bestii rozszerzyły się w zaskoczeniu, ale szybko przybrały morderczy i magnetyczny wyraz. Wilkokot starał się skupić mój wzrok na swoim, ale byłam czujna. Cóż nagle zdałam sobie sprawę, że nie pomyślałam o broni. Fuck! Jaka idiotka ze mnie. Stałam oko w oko z bestią gotową rozszarpać mnie na strzępy bez żadnego przygotowania, bezbronna. Drugim potworem się na razie nie przejmowałam bo Wilkokot oddzielił go ode mnie. Więc pomyślę o nim jeśli uda mi się pozbyć pierwszego potwora. Jeśli mnie rozszarpie to nie mam przecież po co martwić się kolejnym stworem. Logiczne, co nie?
Jedyne co przyszło mi w tym momencie do głowy to ucieczka. W chwili gdy o tym pomyślałam już rzucałam się do biegu. Wykonałam zwód w prawo i pognałam jakby mnie diabli gonili. (Oj, wolałabym aby to one za mną goniły). Bestie ruszyły za mną. Wiedziałam, że to tylko kwestia minut za nim mnie dopadną. Intensywnie wysiliłam szare komórki, ale miałam pustkę w głowie. Powstrzymałam się jednak od teleportowania. Nie mogłam przecież zostawić anioła na pastwę losu.
A może mogłam?- zrodziła się szaleńcza myśl, którą szybko wypchnęłam. Choć to nie był pierwszy raz kiedy żałowałam, że nie jestem bezwzględną egoistka.
      Chwilę później leżałam już jak długa na ziemi podcięta przez łapy Wilkokota. Szybkim ruchem skoczyłam na kolana i obróciłam się twarzą do niego. Nasze nosy prawie stykały się ze sobą. Na twarzy czułam jego cuchnący zgnilizną oddech. Tym razem nie udało mi się uciec od jego hipnotyzującego wzroku. Przez moment wydawało mi się, że spadam w przepaść. Nie mogłam sobie na to pozwolić! Bezradność obudziła szaloną wściekłość we mnie. Wewnątrz mojego jestestwa rozpętała się istna furia emocji. Wiedziałam co to oznacza. Ale czułam się pijana szaleństwem, które zrodziło się we mnie. Może według reguł nigdy nie powinnam na to co się stało za moment pozwolić ale było już za późno. Uwolniłam tkwiącą w sobie bestie. A raczej stałam się nią.

wtorek, 18 października 2011

Rozdział 5

      Poruszaliśmy się teraz wolniej i ostrożniej. Wyczulone zmysły podpowiadały mi, że za chwile staniemy twarzą w twarz z zbiegami. Skupiłam się i ciaśniej owinęłam płaszczem z mgły. Wyglądało to tak jakbym znikła, bo teraz trudno było dojrzeć moje oczy. 
"Prawie zlałaś się z mgłą"-zdziwił się Risus- "Ciekawy jestem jakie sztuczki chowasz w zanadrzu?"
Uśmiechnęłam się na te słowa, ale nie zdążyłam odpowiedzieć gdy przed nami we mgle zamajaczył jakiś kształt. Anioł też go chyba zauważył, bo szybkim ale pewnym ruchem wyciągnął z coleusa* Nocti-Gladiusa**. Po czym zerknął w moją stronę i skinął głową. Był gotowy na spotkanie. Przeszły mi ciarki po plecach, gdy spojrzałam w jego oczy. Zwykły ich błękit ustąpił miejsca kolorowi nieba w burzy. Jakby tego było mało przez te granatowoczarne tęczówki co pewien moment przelatywała -jakby to powiedzieć- iskra. To były oczy człowieka obłąkanego...obłąkanego głodem krwi***.
"Bibę czas zacząć"- uśmiechnął się w jakiś taki żarłoczny sposób. To był Risus jakiego jeszcze nie dane mi było poznać. Przerażający i dziki, pociągający...
Ruszyliśmy w stronę cienia, który też poruszał się ku nam. Po chwili kształt zaczął się formować w cztery odrębne postacie. Mimo, że odległość wynosiła tylko ze sto metrów trudno było stwierdzić coś więcej, gdyż mgła nie pozwalała dojrzeć szczegółów. 
-Jestem Amens Risus! -wrzasnął mój towarzysz stając w pozycji bojowej- Nakazuję wam paść na kolana, a oszczędzicie sobie niewyobrażalnego bólu!
"Widzę, że to tyle na temat zwiększyć swoje szanse i zaatakować znienacka?"- zakpiłam. Na co aniołowi drgnęła warga w krzywym, sadystycznym uśmiechu. Po chwili dodałam-"Dobra skoro już i tak wiedzą, że tu jesteś to z chęcią się im przyjrzę".
      Siłą woli sprawiłam, że mgła wokół zbiegów się rozrzedziła. Dzięki temu naszym oczom ukazał się następujący widok: najpierw dwie bestie obok siebie a tuż za nimi dwa (niepozorne jak dla mnie) Animusy. Każda z bestii była niepowtarzalna w swój paskudny sposób. Potwór po prawej był wielkości młodego słonia. Z wyglądu przypominał niedźwiedzia, ale z pyska to  raczej kojota o rekinich zębach. Futro tej bestii wyglądało jakby ktoś po ustawiał mu każdy włos na żel. Tak doprawdy były to igły, pewnie nasycone trucizną. Drugi zwierz był mniejszy. Co w praktyce za zwyczaj oznacza szybszy i bardziej niebezpieczny. Wielkości cielaka, z pozoru przypominał wilka, jednak ruchy miał kocie, tak samo pazury i zęby (taki wilkokot). Wielkie zielone, przekrwione oczy wpatrzył w anioła. Jakby jego wzrok spocząłby na mnie to dostałabym dreszczy. Co gorsza czułam, że te oczy mają hipnotyzującą moc.
"Nie patrz bestii po lewej w oczy!"-wysłałam aniołowi myśl, ale było już za późno. Risus wpatrywał się w oczy Wilkokota, jego twarz zobojętniała a Nocti-Gladius upadł na podłoże.
"Cholera"-pomyślałam.
-Mówiłem Ci, że w tym miejscu mamy przewagę nad skrzydlatymi? Co z nim zrobimy? To niezła szycha w Piekle a tu jest do naszej dyspozycji... -uśmiechnął się dumnie jeden z Animusów do drugiego. Te co to wypowiedział był wyższy od towarzysza i z tego co można było wywnioskować z wyglądu oraz tłukących się mu po głowie myślach, brutalniejszy i bardziej zepsuty. Emanował wręcz mrokiem piekieł. Jego towarzysz na pierwszy rzut oka był mniej mroczny i  posiadał w sobie jakieś dziwny magnetyzm. 
"Hipnotyzujący"-narodziło mi się określenie w głowie, po czym wyskoczyło kolejne.- "Manipulant". 
To by wyjaśniało zdolności bestii. Jak już mówiłam potwór rodzi się ze zła wewnętrznego danej duszy. A w tej duszy pośród grzechów przeważało widocznie manipulowanie. I to plus energia Umbre w dużej dawce i wychodzi bestia o hipnotyzujących oczach.
Jedyny pozytyw w tej sytuacji to, że chyba nie wiedzą w ogóle o moim istnieniu.
-Mówiłeś, że musimy uważać- rzekł niższy
- Taa, w tym miejscu istnieje jeszcze tzw. przewodnik...
Coś mi się zaczęło wydawać, że nasze zbiegłe duszyczki dobrze się przygotowały.
-Twój następca, tak?- szepnął z podziwem ( udawanym, bo słyszałam jak w myślach wyzywał towarzysza od najgorszych) niższy, a jego słowa zmroziły mnie.
-Tak, kolejny z następców.- dumnie odparł jego towarzysz- Było ich wielu i wszyscy zasilają teraz miasta Czeluści.- Kolejna dająca mi nadzieję nowina. Chyba jest jakiś dzień dołowania mojej persony- Ale aktualny przewodnik bardzo się tu zadomowił i od dłuższego czasu panuje nad tą strefą. Jak już wspominałem za mojej kadencji była tu piękna jak okiem sięgnąć pustynia.
-Powinniśmy się go obawiać?
-Myślę, że może stanowić problem. -rzekł, a pomyślał- Ale raczej nie duży, prawda przewodniku? Wiem, że jesteś gdzieś blisko w tej mgle i czytasz myśli. Ujawnij się a się dogadamy. Mam Ci sporo do zaoferowania.
"Cholera jasna!"- myśli latały mi po głowie jak oszalałe. Miało być szybko i bez większych komplikacji a tu wszystko na odwrót.- "Risus niech Cie niebo oświetli**** !"
-Spuszczę z Anioła energię- stwierdził nagle manipulant, po czym podchodząc do zahipnotyzowanego rzucił suchym żartem- Jest za bardzo nadmuchany.
To przechyliło kielich goryczy i dalej sytuacja potoczyła się szybko.
Manipulant zamachnął się sztyletem na Risusa, ale ja zdążyłam podnieść miecz anioła i zablokować atak. Brutal- eks-przewodnik zaczął coś krzyczeć, lecz nie usłyszałam co. Zdziwionego niższego Animusa odepchnęłam jak najdalej od mojego towarzysza. Po czym otoczyłam Risusa gęstą mgłą. Zbiegowie zaczęli się kłócić, co dało mi czas aby spróbować wyrwać anioła z transu.
-Jak to do k*rwy jasnej możliwe? Co to było?- słyszałam wściekły głos manipulanta. 
-No jak do cholery myślisz? To ten przewodnik- odparł drugi.
-Czemu debilu nie mówiłeś, że on takie coś potrafi?
-A co ja do ch*ja wróżka? Skąd mam wiedzieć co dokładnie umie?!
-A co k*rwa wiesz?
-Więcej niż ty ch*ju!- wściekł się brutal (on był przewodnikiem? masakra). Po czym nastąpiła bardziej wulgarna wymiana epitetów. Bestie jak i ich panowie zaczęły na siebie warczeć.
"Risus! Do światłości boskiej! Wróć do mnie!"- wysyłałam mu myśli policzkując go. Mimo, że takie uderzanie sprawiało mi dziwną satysfakcję, to już nie mogłam doczekać się tego aż anioł przestanie być bezwolnym słupem. -"Coleus!"-przypomniało mi się i szybko chwyciłam woreczek- "Co Ty tam masz?".
Przeglądanie nie swojego coleusa to tak jak przeszukiwanie obcej kobiecej torebki. Może i sprawia przyjemność, ale trudno coś szybko znaleźć. Zawartość zaczarowanego woreczka była imponująca. Ilość ekwipunku bojowego, specyfików i ksiąg magicznych była porażająca. Musiał to być coleus wysokiej jakości skoro pomieścił tyle przedmiotów i do tego wydawało się, że waży najwyżej z dziesięć kilo. 
Czas mnie naglił, bo odgłosy kłótni stawały się coraz cichsze. Przeglądałam szybkim ruchem buteleczki aż trafiłam na tą z napisem Vexo. Jeśli dobrze pamiętam to po łacinie oznacza wstrząs. 
"To powinno pomóc" - uśmiechnęłam się do siebie i kroplę płynu z buteleczki wylałam na palec. Zapiekło jak cholera. Szybko więc palcem wtarłam tą substancje w wargę anioła. Po czym zakryłam mu usta dłonią. Zrobiłam to akurat w odpowiednim momencie. Risusem targnęło a moja dłoń stłumiła przekleństwo, które wyrwało mu się. Oczy znów wyrażały totalny obłęd, ale teraz sprawiło mi to ulgę. Wolę gdy wyrażają szaleństwo niż gdy są puste i niewidzące.
"Co do piekielnej mazi?!"-wysłał mi myśl, ale nie odepchnął mojej dłoni od swoich ust. Nadal drżał-"To Vexo, prawda? Kiedyś dla zakładu wypiłem całą butelkę, a potem dwa tygodnie miałem dreszcze i byłem niczym młot pneumatyczny..."
"Skup się! Co robimy?"
"Nie patrzymy w kocie oczy?"-parsknął mi w dłoń. Ciepły oddech był jak miła pieszczota. Szybko zabrałam dłoń i schowałam ją w rękaw z mgły.-"Nie bój się, nie gryzę."- uśmiechnął się zalotnie, ale szybko wyraz jego twarzy zmienił się w uśmiech szaleńca - jak zdjęty z facjaty Jokera z Batmana. (Film ten poznałam w którymś ze wspomnień moich podopiecznych). Risus tymczasem rzekł -"Dobra zróbmy coś dopóki jeszcze mam w sobie ogień".


______________________________________________________________
* (łac. worek) magiczny anielski worek o wielkiej pojemności, w którym mieści się najprzydatniejszy  ekwipunek;
** (łac. nocny miecz) miecz używany przez anioły ciemności, posługiwać się nim potrafią tylko wytrawni wojownicy;
*** należy bowiem nadmienić, że istoty w zaświatach też krwawią; ale to co z nich wycieka to płynna postać energii, bez której dana istota bardzo cierpi i się nie może poruszać; po czym zasypia w bolesny letarg, (nazywać ją będę krwią bo bardzo ją przypomina choć np. ma odcień głębokiego mahoniu - zdarzają się podobno też chabrowe, tak słyszałam- i jest bardziej gęsta niż ta u żywych na Ziemi).
****coś jak: "nich cię piekło pochłonie" tylko w drugą stronę.

sobota, 15 października 2011

Rozdział 4

      W Strefie Mgły teleportować można się z każdego miejsca ale tylko do trzech punktów: na Polanę Spotkań, pod Bramę Piekielną i pod Wrota Czyśćca. Jako Przewodnik przy odrobinie skupienia potrafiłam mniej więcej wyczuć gdzie znajdują się przybyli do Strefy "goście". Wysondowałam że zbiegłe Animusy znajdują się najbliżej Wrót do Czyśćca, dlatego wraz z Risusem przenieśliśmy się tam.
      U Wrót Czyśćca zawsze czułam się jakoś nieswojo. Wyglądały one jak zwykłe drewniane drzwi wpasowane w skalną ścianę, którym zwykła, prosta kołatka z metalu nadawała surowy wizerunek. Te drzwi jak dla kogoś kto nie przeszedł ścieżkami Strefy Mgły, nie dawały nadziei, że przechodząc przez nie trafi się do lepszego miejsca. Gdy jednak dusze docierały ze mną pod te Wrota nieczuły się rozczarowane ich wyglądem.  Widząc prostotę i surowość podświadomie czuły, że to właściwe drzwi. Gdyż wędrówka we Mgle otworzyła im oczy na to co ważne. Przykładowo, że nie wolno oceniać tego co nas otacza jedynie po pozorach. Ja czułam wszystkimi zmysłami moc drzemiącą za tymi drewnianymi Wrotami. Moc, która napawała mnie niezrozumiałym lękiem i tęsknotom. Za każdym razem gdy uchylały się czułam jak wewnątrz mnie budzi się jakaś nieokreślona energia, która napełnia mnie siłą i światłem. To wszystko znikało wraz z zamknięciem się Wrót za kolejną uratowaną (choć jeszcze nie zbawioną) duszą.
      Teraz stojąc wraz z aniołem ciemności czułam delikatne ciarki na plecach. Czułam się nie na miejscu będąc tu bez Animusa czy bez wezwania od aniołów światłości. 
"Głupie uczucie, co?"- wysłał mi myśl Risus ruszając we mgłę.
"Słucham?"
"No, te drzwi emanują Lucis*. A jak wiesz tacy jak ja wolą wstrząśniętą, nie zmieszaną Umbre**"- uśmiechnął się łobuzersko.
"Jakie to uczucie zetknąć się z Lucis dla fana Umbre?"- zapytałam zaciekawiona.
"Trochę jak łaskotanie"- Spojrzał na mnie z uśmiechem, lecz jego oczy przez moment (jeśli to nie było złudzeniem) wyrażały tęsknotę.- "Łaskotki bywają torturą..."
Jego ton niby żartobliwy podszyty był nutą powagi. Nigdy go jeszcze takiego nie słyszałam ani nie widziałam. Może jednak ciemność nie do końca pochłonęła jego jestestwo.
"A Ty co czujesz? "- spytał niby od niechcenia.
"Tęsknotę.."- odpowiedziałam bez zastanowienia, za co skrzyczałam się w duchu.
Jednak Risus nie wybuchł śmiechem, jak się tego spodziewałam. Natomiast uśmiechnął się i stwierdził:
"Tęsknota za czymś czego się w życiu nie poznało, to odzywa się człowieczeństwo, które jeszcze w Tobie zostało. Bo tylko człowieka skusi coś co nawet istnieć nie musi."
Szalona ta myśl miała w sobie jakąś mądrość. Bo czy człowiek nie tęskni podczas swego życia za lepszym? Czy nie kusi go życie wieczne? Niebo? Zawsze zadziwiała mnie przenikliwość Risusa, którą ukrywał pod płaszczem błazna i wariata.
Macki Mgły zafalowało nie znacznie pod wpływem wyzwolenia jakiejś energii. Te drgania mogłam wyczuć tylko ja, gdyż Mgła była mnie posłuszna. Siłą mojej woli, mogłam ją trochę rozwiać lub zagęścić. Każda zmiana i ruch nie mógł ujść mojej uwadze. Nasi zbiegowie byli blisko i udało im się wypuścić bestie.
"Jest problem"- poinformowałam anioła.
"Bez problemów nie było by dobrej zabawy"- zachichotał.
"Pajac"- westchnęłam, po czym dodałam- "Uwolnili bestie."
"Bestie?!"- spojrzał na mnie z powagą, po czym wybuchł szalonym śmiechem- "Czyli to  nie zabawa, ale istna biba!"
Jego optymizm działał mi na nerwy. Co prawda był aniołem ciemności i nie powinien mieć trudów z spacyfikowaniem dwóch grzesznych duszy, ale bestie to już nie przelewki. To potwory o wielkiej sile i zaskakującej szybkości. Bestie kryją się w Animusach, są stworzone z kłębowiska złych myśli, złośliwości, okrucieństwa i wszelkiego mroku tkwiącego w sercu. Najniebezpieczniejsze bestie przeze mnie poznane należały do dusz, które trafiły do Piekieł. Te potwory zapowiadały się jeszcze gorzej, gdyż w Piekłach na pewno na wchłaniały się dużo energii typu Umber. Należało mieć nadzieję, że wielkość pewności siebie anioła dosięga wielkości jego umiejętności bojowych. Czekała nas więc nie zła "biba".


__________________________________________________________
* (łac. światło) energia niebiańska
** (łac. mrok) energia mroku