sobota, 19 listopada 2011

Rozdział 14

     Risus przybrał postać śmiertelnika. Anioły bowiem bez problemu potrafią ukrywać swoją prawdziwą naturę i stawać się podobnymi do zwykłym śmiertelników. Zazwyczaj wpasowują się tak w otoczenie, że wydają się stapiać z tłem codzienności. Niepozorni i szarzy przemykają wśród nic niepodejrzewających ludzi. Bywa jednak, że anioły zwłaszcza ciemności specjalnie pozostają po części sobą deformując tylko lekko swoją doskonałość do standardów człowieka. Tak właśnie postąpił Risus.
-Wow- wyrwało się chłopakowi na widok materializującego się przed nim anioła. Stał i rozdziawiał buzie jak przygłup. Co prawda rozumiałam go po części. Risus, jak wiadomo, wyglądał lepiej niż jakikolwiek zwykły człowiek. Atrakcyjność jego wyglądu wzmacniał też niezwykły magnetyzm i niepasująca do tego naturalność w gestach. Emanował on ogromną męskością i pewnością siebie. Jednakże moim zdaniem bez swoich czarnych skrzydeł stracił dużo ze swojego mrocznego uroku.
-Możesz już zamknąć usta, bo głupio wyglądasz-w ton anioła słychać niezadowolenie.-"Ale sobie pomocnika z rekrutowałaś Nebulo..."
"Jaki dowódca tacy żołnierze"- ripostuję z uśmiechem.
"Czyli przyznajesz, że dowodzę tą operacją?"- z szelmowskim wyrazem twarzy wpatruje się w chłopaka. -"Jakie to dziwne nie móc na Ciebie patrzeć... Bo wiesz lubię na Ciebie patrzeć, a teraz zamiast Twych fajnych kształtów muszę oglądać to..."
"Nie jestem tu aby Ci było przyjemnie"- stwierdzam.
"A szkoda..."-mruczy.
-Kiim jee..jeesteeś?- jąka się chłopak. Zupełnie o nim zapominaliśmy. 
"On jest ze mną"- przekazuję mu myśl.
-Jestem aniołem i mam za zadanie ująć zbiegłe dusze. Skoro już Nebula Cię wtajemniczyła... Dodam, że bez mojej zgody. Działasz teraz dla mnie i masz mnie słuchać.-mówi Risus.
"Ale zadufany z niego dupek"- myśli chłopak.
"Żebyś wiedział"-przytakuje mu z chichotem-"Ale polubisz go. Bo nie da się go nie lubić."
-Jestem Rafał- mówi chłopak.- I zgadzam się Wam pomóc, ale tylko dla tego, gdyż jeśli nie naćpałem się czegoś. I to wszystko nie okaże się wymysłem mojej głowy, to szykuje się ciekawa, wręcz filmowa przygoda. Za nic w świecie nie przegapię czegoś podobnego! 
Chłopak wyzywająco patrzy na anioła, a ten uśmiecha się ironicznie. Kurcze, a ja myślałam, że chłopak to robi z dobrego serca. A on tu po prostu liczy na przygodę życia...
-Witaj więc Rafale w naszej drużynie- ton anioła kipi aż ironią.-Czas na stanie się bohaterem.
Chłopak dumnie pręży pierś. W głowie już marzy o tym, jak staje się bohaterem  i zdobywa podziw oraz szacunek ludzi.
"Ale kozak"- wysyla mi myśl Risus.- "Mam nadzieję, że nie liczyłaś na jego bezinteresowność i opowiedzenie się za stroną dobra..."
"No wiesz, ja..."-zaczynam, ale mi przerywa:
"Wiedziałem... Jak żałuję, że nie mogę zobaczyć Twojej miny. Choćby wyrazu oczu. To niezapomniany widok, gdy gaśnie w nich ostatnia iskierka wiary w dobro człowieka..."-rozczula się. W jego oczach płonie ogień zachwytu... To zły płomień... Pewnie piekielny. 
"Nie straciłam wiary"- odpowiadam cicho lecz stanowczo. - "Wierzę, że w każdym. Nawet w Tobie istnieje prawdziwe ziarno dobra..."
Na chwilę uśmiech na twarzy Risusa zamiera, a w oczach przygasa mroczny ogień.A może to tylko złudzenie...
"Ziarno w ogniu nie wyrośnie"- szepcze upiornym głosem i wybucha szaleńczym, szyderczym śmiechem...

piątek, 18 listopada 2011

Rozdział 13

       Risus mylił się co do chłopaka. Może ciało było niepozorne i słabe ale duszę miał silną. Gdy tylko zrozumiał, że to dzieje się naprawdę zmobilizował się i zaczął mnie wypychać. Toczyliśmy ze sobą walkę. Wygrać miał ten kto psychicznie wykończy przeciwnika. Chłopak zalał mnie swoimi wspomnieniami i myślami. Jego emocje i wspomnienia są takie namacalne. Widzę jak bawi się zabawkami. Czuję jego strach przed pójściem do szkoły. Radość z dobrych ocen. Smutek i osamotnienie wśród rówieśników. Miłość do rodziców. Potem pierwsze nieszczęśliwe zauroczenie. Poczucie niezrozumienia wśród innych. Wyalienowanie.  Dumę gdy dostaje wyniki z matury i idzie na studia... Zaczyna mnie przytłaczać. Jego Ja powoli odzyskuje władze nad ciałem...
"Niezła próba"-myślę tak aby słyszał.-"Nie chcę Cię skrzywdzić, ale jeśli będę musiała zrobię to..."- ja posiadam większą ilość wspomnień i to takich, które obciążą go psychicznie. Powoli jednak wtłaczam w niego obrazy. Wybieram tylko fragmenty, które nie zdradzą mu tajemnic Zaświatów ani moich. Tak więc wrzucam mu do głowy różne wspomnienia Animusów, których byłam przewodnikiem.
-Milcz pasożycie!-krzyczy tak głośno, że pewnie słychać go na kilometr.- "Wynoś się z mojej głowy!
"Ucisz go"-rozkazujący ton anioła rozlewa mi się w umyśle. Rozkojarzam się.
"Risus nie pomagasz!"
"Przepraszam Nebula. Tylko pospiesz się za nim zwróci czyjąś uwagę, ok?"
"Risus!"- warczę. Anioł milknie, jednak uśmiecha się szyderczo. Ale on mnie wkurza...
Chłopak nadal walczy, ale czuję że obrazy, które mu przesyłam osłabiają go. Zaczyna się gubić i rozpraszać się. To poważny błąd. Dalej bombarduję go. Zmieniam jednak taktykę. Wyrzucam na wierzch jego najgorsze wspomnienia i spowalniam je tak aby nie umknął mu żaden szczegół. Rozdrapywanie ran okazuje się skutecznym sposobem walki.
-Przestań- jęczy cicho, a w myślach dodaje- "Czego chcesz?"
"Potrzebuję Twojego ciała"-odpowiadam.
"Nie oddam Ci ciała"-postanawia drżącym głosem-"Choćbyś mnie zabił?"
"Po pierwsze nie jestem mężczyzną, tylko kobietą. Po drugie nie chcę Cię zabijać tylko wypożyczyć Twe ciało"-poprawiam go.
"Ale...Jesteś demonem, prawda? Chcesz mnie opętać!"-stwierdza.
"Nie jestem demonem i wolę abyś zamiast opętać użył słowa wypożyczyć"
"To kim jesteś?"
"Jestem..."- no i tu rodzi się problem. Nie wiem co mu powiedzieć. A kłamać mi nie wolno.- "Jestem Nebula i mam za zadanie pomóc w złapaniu cztery demonów, które uciekły z Piekieł."
Chłopak czuje się zdezorientowany. Nie wie czy może mi ufać. Rozumiem go. Skoro już uchyliłam rąbka tajemnicy postanawiam go jeszcze trochę odsłonić. Wysyłam mu wspomnienie wiadomości od Gabriela. I obraz Humilisa Anculusa, Białego Brata. Z myśli chłopaka wyłapuję, że toczy w sobie walkę. Podejmuje jednak szybko decyzje.
"Dobra załóżmy, że Ci wierze..."-stwierdza-" Pomogę Ci, ale dobrowolnie bez zabierania mi władzy nad ciałem, ok?"
Trochę mnie tym zaskakuje. Zerkam na Risusa, który z niecierpliwością wpatruje się w ciało człowieka. Nie wie co się dzieję, bo wchodząc w  chłopaka od początku blokuje mu możliwość czytania jego myśli. Powinnam pewnie poradzić się anioła, ale wiem co odpowie. Zamierzam zrobić odwrotnie niż by on mi powiedział.
"Zgadzam się"- odpowiadam- "Tyle, że ostrzegam Cię iż większą szanse na przeżycie masz gdy przejmę kontrole."
"Jeśli zajdzie taka konieczność poddam się twojej władzy"- spuszcza trochę z tonu. Tak więc ogólne warunki zostały ustalone teraz tylko poinformować o tym Risusa. Już mnie cieszy sam fakt, że się wścieknie.
"Już"-wysyłam mu myśl.
"No nareszcie. Strasznie się guzdrałaś, wiesz?"-uśmiecha się szelmowsko.- "Myślałem, że lepiej radzisz sobie z facetami."
"Chłopak nam pomoże"-informuje go.
"Jak to pomoże?"-patrzy na mnie jakbym z nieba spadła.
"Dogadałam się z nim. Nie przejmuję ciała, a tylko zostaję w nim lokatorką. Warunki wynajmu są niezłe"- ścieram mu uśmiech z twarzy. 
"Że, co?"- wyraz jego twarzy sprawia mi taką satysfakcję, że umieram z dumy.

niedziela, 13 listopada 2011

Rozdział 12

      Animusy nie powinny przebywać na Ziemi. Ale prawda wygląda tak, że bywają na niej dość często jako tzw. duchy. Są to ezoteryczne istoty złożone z samej energii Umbre lub Lucio (albo z mieszanki obu). Duchy dzielą się na dwie postacie Larve i Possessio. Są to Animusy, które w jakiś sposób uniknęły zabrania przed Boży Sąd. Do tej pory nie wiem jak się im to udaje, ale wydaje mi się, że specjalnie im się na to pozwala. Myślę, że pełnia funkcję reklamy mówiącej: istnieje życie po śmierci. Argumentem za tym przemawiającym jest fakt, że dopóki za bardzo nie namieszają to nikt za bardzo na nich nie poluje. Pozwala im się po prostu egzystować wśród ludzi, a nawet ich opętywać.
      Larve są raczej niegroźne. Posiadają bowiem małą moc. Co prawda mogą posługiwać się telekinezą, ale zazwyczaj są w stanie poruszać tylko drobne przedmioty. Zsyłają też sny w celu nawiązania kontaktu ze zwyczajnym człowiekiem. Odczuwane są zazwyczaj jako wiatr czy nagle ochłodzenie temperatury powietrza. Natomiast widzialne są tylko dla ludzi najwrażliwszych. Istnieją bowiem osoby o dodatkowym zmyśle, który pozwala im widzieć i nawiązywać kontakt z duchami, ale nie tylko. Te osoby znane są pod mianem Medium.
      Natomiast Possessio to duchy, o ogromnej mocy. Ze względu na ilość posiadanej energii nie mogą one pojawiać się na Ziemie w czystej formie, gdyż ich pojawienie zachwiałoby całym ekosystemem. a to sprawiłoby, ze zainteresowałyby się nimi anielskie służby porządkowe. Dlatego opętują one ciało człowieka. Spora część ich energii zostaje wtedy przeznaczona na toczenie walki wewnętrznej z prawowitą duszą. Dzięki temu są prawie nie wykrywalni. Osoby opętane przez Possessio uważane są za chorych psychicznie. Najczęściej nazywa się ich schizofrenikami. Nie można jednoznacznie powiedzieć, że te dusze są nieszkodliwe. Są  bowiem niebezpieczne, ale w wymiarze umiarkowanym i ludzkim.
        Istnieją też opętania za sprawą Animusów zbiegłych z Zaświatów. Najważniejsza informacja to to, że dusze uciekają tylko z Piekieł. Nie ważne co mówią (często twierdzą, że są z Czyśćca i na Ziemi odpokutowują swoje przewinienia) i mimo, że udają miłe czy pomocne są one na pewno uciekinierami z Piekieł. Takie Animusy nazywa się je Demonami. Potrafią one niewyobrażalne rzeczy. Od zmiany wyglądu, latanie po opętanie i uśmiercanie samym dotykiem wielu ludzi. Takimi Demonami stali się właśnie nasi zbiegowie. Trzeba było ich niezwłocznie unieszkodliwić i odesłać do Piekieł. Aby móc na nich polować sama musiałam opętać czyjeś ciało. Nigdy jeszcze tego nie robiłam więc zdać sie musiałam na Risusa.

***
"Co do Światła?!"- jestem w  totalnym szoku.
"Uspokój się Nebula"- szelmowski chichot Risusa doprowadza mnie do szewskiej pasji.
"To są chyba żarty!"- jestem już wściekła jak diabli- "Niech Cię Łaska oświeci!"
"To tylko ciało noś je jak przebranie"- wymądrza się anioł.-"I pamiętaj, że nie jesteś w tym ciele sama"
Patrzę na niego marząc by móc zabijać spojrzeniem. Ta mówił, że ma idealne ciało lecz w życiu i nieżyciu nie pomyślałaby, że to będzie ciało faceta.  Choć, żeby był to wysportowany i silny typ. Nie. Dostałam chuderlawego i niepozornego mózgowca! Nawet nie próbuje ze mną za bardzo walczyć. W myślach tłumaczy sobie, że to na pewno sen. No masakra.
"Widzisz jest idealny. Nie musisz tracić energii na tłamszenie go, bo sam to robi"-uśmiecha się Risus- "A po za tym nie rzuca się w oczy. Wspaniały okaz. Tylko się wpasuj w ciało..."
"Zaraz wpasuję swoją pięść w Twój nos"-odparowuję. Łatwo mu powiedzieć. Z trudem przychodzi mi zmuszenie się aby "rozlać się" po tym ciele i połączyć z nim. Jest to strasznie intymne jak dla mnie. Zaczynam odczuwać wszystko co czuje ten chłopak. Jego ciało staje się moim. 
"O żesz."-wymyka mi się gdy znów czuję się typowo ludzko.
"Co jest?"-ciekawski ton anioła rozlewa mi się w mojej nowej głowie.
-Nic- odpowiadam ustami chłopaka. Czuję jak on zamiera na dźwięk swojego głosu. Potem zbiera w sobie pokłady ukrytej energii i zaczyna ze mną walczyć.


środa, 9 listopada 2011

Rozdział 11

zima 1361
Wiatr smaga mnie po twarzy. Wzburzone morze obsypuje mnie lodowatymi kroplami. Futro chroniące mnie przed zimnem jest już całe przemoknięte. Postanawiam wrócić do domu. Ruszam szybkim krokiem więc w stronę wioski. Jeszcze tylko przejść przez tę kępę krzewów i już prawie będę na miejscu. 
-Witaj Przeklęta!- krzyczy dwunastoletni chłopiec z blond włosami i o twarzy pokrytej krostami, reszta jego bandy pięcioro chłopców z sąsiedztwa śmieje się głośno. Znam ich wszystkich. Otaczają mnie tak, że nie mam jak umknąć. Zaskoczyli mnie. -Nie za zimno na spacer?
Nie odpowiadam. Wiem bowiem, że każde moje słowo wykorzystają  przeciwko mnie.
-Grzeje ją ogień piekielny, który rozpalił w niej Szatan- stwierdza inny, rudowłosy. -Bo wracasz z spotkania z nim, prawda?
Dalej milczę. Wiem, że po wiosce chodzą plotki o tym, że skumałam się z diabłem. Ktoś widział podobno jak rozmawiam sama z sobą. Podejrzewają mnie też o czary. O wszystkie nieszczęścia zdarzające się w wiosce posądzają mnie. Matka jest przerażona. Próbuje im moje zachowanie jakoś logicznie wytłumaczyć, ale oni twierdzą, że jako moja matka jest ślepa na prawdę o mnie. 
-Ogłuchłaś?!- głos krostatego odciąga mnie od rozmyślań.- Łapcie ją!
Chłopacy rzucają się w moją stronę. Próbuję się im wymknąć, ale jest ich zbyt wielu. Dwóch wykręca mi ręce. Reszta otacza mnie ciasnym pół kołem. Ich oczy płoną rządzą ukarania mnie. Jednak żaden nie ma odwagi spojrzeć mi prosto w oczy. Rudowłosy o przezwisku Iskra wyciąga za pazuchy nóż od patroszenia ryb. W spojrzeniach reszty widzę rodzący się niepokój.
-Coo tyy Iskra?-mówi jeden z trzymających moją wykręconą rękę. -Z głupiałeś?
-Trzeba ją naznaczyć aby wszyscy wiedzieli, że jest czarownicą!-odpowiada rudy pewnie siebie.
- Mieliśmy ją tylko nastraszyć- mówi niepewnie kolejny.
-Tchórzycie? Co z was za mężczyźni!- jedzie im po ambicji. Reszta ugina się pod tym argumentem. Wiem, że żaden nie zechce już się sprzeciwić. Nikt z nich nie chce być wytykany. Rozumiem to jak nikt inny. Iskra widząc, że wygrał zadaje grupie pytanie- To gdzie ją oznakujemy? Na twarzy?
Potem padają kolejne propozycje i rodzi się dyskusja: 
-Na piersi?
- Pod ubraniami schowa. Nie lepiej na dłoni?
-Dłoń też zakryje... Na czole?
-No ale na twarzy lepiej chyba nie... 
-Może i racja.
-Na szyi? Koło ucha?
-Tak na szyi!
-Super!
Reszta przytakuje. Cały czas wije się jak węgorz ale przeciwnicy są starsi i silniejsi. 
-Oznaczymy ją księżycem*- decyduje Krostaty patrząc wyzywająco na Iskrę. Nikt nie protestuje.
-Przytrzymajcie ją mocno, nie chcemy jej przecież poderżnąć gardła, prawda?
Teraz dopiero dochodzi do mnie, że oni naprawdę to zrobią. Cały czas miałam nadzieję, że jednak zmądrzeją. Myliłam się. Nie opamiętali się. Czuje paraliżujący strach na widok noża przybliżającego się do mojej szyi. Chcę ich prosić aby zaniechali tego, ale nagle w głowie słyszę głos mojego anioła:
"I tak to zrobią Tulia! Została Ci już tylko duma. Nie dawaj im satysfakcji"- jego słowa działają na mnie jak kubeł zimnej wody. 
"Masz rację Gravis"- myślę wiedząc, że on czyta moje myśli.
"Zuch dziewczyna"- jego głos dodaje mi otuchy. Przestaje się szamotać. Prostuje się i pochylam w bok głowę nastawiając im szyję. Moje zachowanie jest tak niespodziewane, że Iskra zatrzymuje się niepewnie z nożem przy mojej szyi. Wszyscy zerkają po sobie. Czuję ich niepewność pomieszaną ze strachem. 
-Czekam- mówię lodowatym tonem.
Podtrzymujący mnie puszczają robiąc niepewny krok do tyłu, reszta też się odsuwa. Ich miny wyrażają takie skrajne emocje, że aż bierze mnie na śmiech. I ja się ich bałam? Czuję ulgę. Dziś nie utoczą mi krwi.
"Weź nóż"-słowa anioła zaskakują mnie.
"Ale.."
"Ufasz mi?"
"Oczywiście, jesteś przecież moim jedynym przyjacielem..."
"To weź nóż i sama wytnij sobie księżyc na szyi"-jego ton jest niepokojąco chłodny. Mimo to postanawiam go usłuchać. Szybkim krokiem podchodzę do Iskry i wyciągam mu z drżącej dłoni nóż. Patrzy na mnie w osłupieniu i bezwiednie cofa się. Odchylam jak poprzednio głowę. Spoglądam rudemu w oczy i bez zwłoki, szybkim ruchem wycinam sobie księżyc na szyi. Czuję, że to Gravis prowadzi moją dłoń. Z ust otaczających mnie wydobywa się chór jęków. Po szyi delikatnie spływa mi krew. Czuję ją. Zakrwawione ostrze odrywam od rany i wyciągam uchwytem w stronę osłupiałego Iskry. Na ten gest wszyscy pierzchają w stronę wioski. Zostaję sama z nożem w ręku i z wyciętym księżycem na tuż za uchem. Słodki zapach krwi miesza się ze słodyczą mojego pierwszego zwycięstwa w życiu.

"Co tam?"- głos Risusa wydziera mnie z otchłani wspomnień. -"Tęskniłaś?"
"Ja? Za Tobą?"- wybucham nerwowym śmiechem, aby przykryć niepokój jaki wywołały we mnie wspominki.
"Cóż widzę, że chyba najarałaś się zbytnio Lucis, co?"-chichocze.
"A co chcesz macha?"- odparowuję trzymając się schematu żartu jaki narzucił.
"Wygadana jesteś"- komentuje z braku riposty. Po czym na jego twarzy odmalowuje się ten szaleńczy uśmiech, który przyprawiał mnie o ciarki- "Mam dla Ciebie wieści"
"Słucham..."-jego entuzjazm zapowiada komplikacje. Bo co innego by tak go cieszyło?
"Wybieramy się na Ziemię!"- ta nowina jest wstrząsem dla mnie.
"Ale..."
"Nie ma żadnego ale!"-odpowiada.-"Zaraz mam tu coś dla Ciebie"-Przeszukuje nerwowo kieszeń spodni i wyciąga z niego niebieski kamyk wiadomości.
Biorę go drżącą dłonią i wysłuchuję.
"I co?"- pyta anioł z ciekawością.
"Mam zezwolenie na zejście z Tobą na Ziemię"- szepcze ze zaskoczeniem.
"To super!" - cieszy się jak małe dziecko Risus, po czym uśmiecha się łobuzersko- "Już Ci wybrałem ciało..."

wtorek, 8 listopada 2011

Rozdział 10

      Risus udał się sam do Domu Mroku pozostawiając mnie samą. Ten fakt napawał mnie zadowoleniem. Nareszcie trochę czasu aby sobie poukładać wszystko w głowie. O to lista spraw, które już sobie uświadomiłam- nie zawsze z chęci: Po pierwsze tkwi we mnie ogromna bestia. Smok. Kolejne to między mną a Risusem wywiązało się niepotrzebne i wręcz zabronione napięcie seksualne. Ufamy sobie?! Przerażające. Po trzecie mam blokadę przed przyjmowaniem Umbre obcego pochodzenia, tylko własna tego typu energia nie czyni mi krzywdy i jest dopuszczalna. Pytanie czemu tak się dzieje? Następnie z powodu punktu poprzedniego nie możliwe jest abym przekroczyła Bramę Piekieł i rozejrzała się wewnątrz. Czyżby byłaby to jakaś forma ostrzeżenia dla mnie? Typu jak tam się zapuścisz już nie ma dla ciebie szansy? Czy może dotyczy to Gravisa i jest to próba odizolowania go ode mnie? Pewnie zastanawiacie się kim on u licha jest. Powinnam wam to wyjaśnić. Tak samo wina jestem wam wytłumaczenie tego snu o stosie. Pewnie już się domyślacie, że to go wołałam płonąć. Macie racje. Abyście zrozumieli musimy cofnąć się w czasie do mojego życia na Ziemi. Tylko opowieść ta jest dość obszerna. Dlatego będę ją ciągnąć w chwilach samotności. Kawałek po kawałku. Może być chaotyczna, bo wiecie jak to z pamięcią bywa. Wiele przypomina się w trakcie. Sami będziecie musieli ją sobie posklejać....

      lato 1357
Mała wioska rybacka nieopodal Gdańska, gdzie bywają piękne wschody i zachody słońca na plaży. Szum fal i specyficzny zapach morza napełnia skromną chatę. Gospodarz domu wstaje o świcie i rusza na połów ryb. Jego żona kołysze w ramionach płaczące niemowlę. Patrzy na nie czule, z niewypowiedzianą miłością. Spogląda w stronę pozostałych śpiących dzieci. Na belkach porozwieszane są  suszące się zioła. Maluch w ramionach kobiety wreszcie cichnie. Usnął. Matka delikatnie układa je w prowizorycznym łóżeczku. Gospodyni zabiera się za przygotowanie strawy dla swojej dziatwy. Obserwuję ją ze swojego posłania. Mam pięć lat. Mój ojciec jest rybakiem, matka zielarką i akuszerką. Mam troje starszego rodzeństwa i jedno młodsze. Matka ma na imię Tomiła, ojciec Biezdał. Są bardzo szanowani w wiosce i wydają się szczęśliwi. Sen z powiek spędza im tylko gadanie ludzi na mój temat. Urodziłam się podobno w czasie pełni i gdy na morzu szalał sztorm. Mówią, że to zły znak. Według nich będę źródłem cierpienia wielu innych ludzi. Me imię brzmi Tulia, ale wokół słyszę jak szeptem nazywają mnie Przeklętą. Napawa mnie to smutkiem. Inne dzieci nie lubią się ze mną bawić i traktują jak trędowatą. Nawet wśród rodzeństwa czuję się wyalienowana. Dlatego zawsze zaraz po śniadaniu wyruszam samotnie spacerować na plaży. Podobnie jest dziś. Wstaję szybciutko. łapię kromkę czerstwego chleba i wymykam się z chaty.
-Tulia!- goni mnie głos matki- Gdzie ty znowu biegniesz? Znów będziesz się włóczyć po plaży?! Tulia...
Nie reaguję na jej wołanie. Jestem szybka niczym wiatr. Po chwili spaceruje już po plaży. Chce mi się płakać bo wczoraj dzieci w ramach zabawy obrzucały mnie ościami ryb. Matka kazała mi się nie przejmować ale czuję się samotna. Nie rozumiem czemu mnie to spotyka. Przecież to nie ja sobie wybrałam moment urodzin. Ojciec zwykle dziwi się mi. Mówi, że strasznie dużo rozumiem jak na swój wiek. To go przeraża. Wiem, że obawia się iż ludzie mogą mieć racje co do mnie. Jestem inna. Dziwna. -Nie chcę być sama!- krzyczę w przypływie emocji na wiatr- Nieeeee chceę!
-Nie jesteś sama.- słyszę w odpowiedzi obcy głos dochodzący za moich pleców. Obracam się wiec szybko i o to stoję przed przedziwnym człowiekiem o wielkich czarnych skrzydłach u ramion. Przez umysł przebiega mi myśl o ucieczce, ale on jakby ją usłyszał mówi- Nie uciekaj. Jestem Twoim aniołem stróżem. Będę się Tobą opiekował i nie będziesz już sama.
-Anioł? Ale czy anioły nie są białoskrzydłe i nie mają złocistych włosów?- dopytuję się nieufnie. Stojący przede mną ma bowiem kruczoczarne loki i tak samo ciemne oczy. Jego twarz emanuje jednak pięknem. Ubrany jest też w czerwoną dziwną koszule i czarne spodnie. Na nogach ma też cudaczne obuwie, niepodobne do żadnego innego, które widziałam w wiosce czy na nogach przyjezdnych. 
-Anioły są różnorodne tak jak ludzie. Patrz Ty masz blond włosy a Twoja siostra Lila rude. Podobnie jest i z aniołami- mówi uśmiechając się na widok tego jak lustruje podejrzliwie jego ubiór.- Widzisz mój ubiór nie pochodzi stąd dlatego nigdy nie mogłaś czegoś takiego widzieć.
-Ja  myślałam, że chodzicie w sukienkach- stwierdzam choć jego wyjaśnienia trafiają mi do przekonania. Przybysz wybucha srebrzystym śmiechem, który utwierdza mnie w przekonaniu, że jest on z nie z tego świata.-Dobrze. Będziesz moim przyjacielem?
-Oczywiście Tulia.. Po to tu jestem.- mówi przyklękając przy mnie. Wyciąga dłoń- Mam na imię Gravis...

piątek, 4 listopada 2011

Rozdział 9

        Ogień otacza mnie z wszystkich stron. Jednak nie dociera jeszcze bezpośrednio do mnie. Na razie czuje jego gorąco i swój wilgotny strach. Próbuję jeszcze ostatkiem sił szamotać się z liną, którą uwiązano mnie do tego pieprzonego pala. Może ten sznur dzięki przypiekaniu trochę puścić? - przemyka mi szalona myśl przez głowę. Ze stosu obok słychać okropny jęk, który nagle przemienia się w przyprawiający o dreszcze skowyt. Do nozdrzy nawet przez dym przedostaje mi się duszący zapach palonego ciała. Skowyt cichnie. Zazdroszczę umarłej. Jest już po. Marzę aby udusił mnie ten dym zanim sięgnie mnie płomień. Ale języki ognia zaczynają lizać moje ciało. To niewyobrażalny ból. Panika- to słowo nie oddaje wcale tego co czuje. Wiem, że wkoło gapie czekają na mój krzyk. Chcą nim napełnić swoje czekające zemsty dusze. Nienawidzą mnie. Chciałabym umrzeć w ciszy nie dając im tej satysfakcji. Krzyk wyrywa się sam. To śpiew bólu w rytm palących mnie płomieni. Nie przynosi on ulgi, lecz nie jestem w stanie go przerwać. Wrzeszczę. Przeszywa mnie ogromny ból. 
Gdzie jesteś?- myślę.- Wierzyłam, że nie dasz mnie skrzywdzić. Do cholery jesteś przecież moim aniołem stróżem. Tak mi powiedziałeś gdy miałam 5 lat i od wtedy zawsze byłeś przy mnie. Nie ważne co się działo. Więc gdzie jesteś teraz?
Ból. Zawsze doceniałam niezaprzeczalna siłę ognia, jego oczyszczającą moc. Jednak w tej chwili płonę. Czuję się zbrukana a nie oczyszczona. Ogień panoszy się i zadaje cierpienie. Wdarł się. Jest już we mnie. Czuję jak trawi moje wnętrze. Jak topię się. Mimo to nadal żyję. Wiem, bo płonę...
      Ktoś mną gwałtownie potrząsa. Słyszę też skowyt pełen bólu i przerażenia.
"Nebula, ocknij się"- znajomy głos w głowie- "To tylko sen."
Risus- uświadamiam sobie. Potem dociera też do mnie fakt, że ten cierpiętniczy dźwięk wydobywa się z mojego gardła. Z trudem udaje mi się otworzyć oczy i równie trudno mi przestać się drzeć. Nadal czuję gorąco. Wszystko też mnie boli. Dalej jesteśmy w Strefie Mgły. Tyle, że teraz siedzimy (a raczej on siedzi, bo ja leżę na kolanach anioła, podtrzymywana przez niego) pod Bramą do Czyśćca. Miła zmiana. Moc bijąca z nich działa przeciwbólowo. Niczym APAP. Wyrywam się gwałtownie z jego ramion. Niepewnie staję na nogi. On idzie moim śladem.
"Ale mnie wystraszyłaś"-słyszę ulgę w jego głosie.
"Coś ty do k*rwy nędzy sobie myślał?"-wysyłam ku niemu myśl naładowaną wściekłością- "Naświetliłeś się niebiańskim blaskiem?"
"Skąd mogłem wiedzieć, że masz alergie na Umbre?"-pretensja w jego glosie doprowadza mnie do wrzenia.
"Jeszcze mi w mów, że to moja wina!"
"A czyja?"- specjalnie mnie irytuje.
"Trochę samokrytyki pani czarujący anioł"-warczę-"Mógłbyś choć przeprosić..."
"Taa.. Sorry."-jego ton jest pełny niechęci. Aniołowie Ciemności raczej nie przepraszają więc nie komentuje tego. To mi wystarczy na razie.-"Czemu tak się obłąkańczo darłaś jakby kto palił Cię na stosie?"
"Nie zmieniaj tematu, dobra?"-odpowiadam. Trafił bowiem w sedno. Ta przecież on dobrze wie jak brzmi osoba, którą pali się na stosie. W Piekle przypiekanie i palenie to podobno rutyna.
"Tamten temat skończony"-mówi wpatrując się we mnie intensywnie tymi błękitnymi oczętami.-"Mów."
"Ufasz mi?"-pytam. Jego milczące zmieszanie jest najlepszą odpowiedzią, mimo to postanawiam naciskać. -"To Risusie, ufasz czy nie?"
"Ufam"-szept myślowy tak cichy, aż trudno było go uchwycić.
Patrzę mu głęboko w oczy. Te jego szaleńcze zwierciadła. Chwytam delikatnie go za dłonie. Na co on reaguje przysuwając się do mnie. Jego wzrok wędruje po moich wargach. Stoimy prawie stykając się biodrami i twarzami. Pochylam się jeszcze bliżej twarzą i ku jego zdumieniu moje usta przybliżają się do ucha.
-Więc dla swojego dobra zapomnisz o tym całym zdarzeniu- szepczę puszczając jego dłonie. Po czym szybko odsuwam się od Risusa.
Patrzy na mnie chwilę zdumiony lecz po chwili wybucha szczerym śmiechem.
-Więc mamy 1:1 , tak?- chichocze.
-Tak- odpowiadam z ulgą.