wtorek, 8 listopada 2011

Rozdział 10

      Risus udał się sam do Domu Mroku pozostawiając mnie samą. Ten fakt napawał mnie zadowoleniem. Nareszcie trochę czasu aby sobie poukładać wszystko w głowie. O to lista spraw, które już sobie uświadomiłam- nie zawsze z chęci: Po pierwsze tkwi we mnie ogromna bestia. Smok. Kolejne to między mną a Risusem wywiązało się niepotrzebne i wręcz zabronione napięcie seksualne. Ufamy sobie?! Przerażające. Po trzecie mam blokadę przed przyjmowaniem Umbre obcego pochodzenia, tylko własna tego typu energia nie czyni mi krzywdy i jest dopuszczalna. Pytanie czemu tak się dzieje? Następnie z powodu punktu poprzedniego nie możliwe jest abym przekroczyła Bramę Piekieł i rozejrzała się wewnątrz. Czyżby byłaby to jakaś forma ostrzeżenia dla mnie? Typu jak tam się zapuścisz już nie ma dla ciebie szansy? Czy może dotyczy to Gravisa i jest to próba odizolowania go ode mnie? Pewnie zastanawiacie się kim on u licha jest. Powinnam wam to wyjaśnić. Tak samo wina jestem wam wytłumaczenie tego snu o stosie. Pewnie już się domyślacie, że to go wołałam płonąć. Macie racje. Abyście zrozumieli musimy cofnąć się w czasie do mojego życia na Ziemi. Tylko opowieść ta jest dość obszerna. Dlatego będę ją ciągnąć w chwilach samotności. Kawałek po kawałku. Może być chaotyczna, bo wiecie jak to z pamięcią bywa. Wiele przypomina się w trakcie. Sami będziecie musieli ją sobie posklejać....

      lato 1357
Mała wioska rybacka nieopodal Gdańska, gdzie bywają piękne wschody i zachody słońca na plaży. Szum fal i specyficzny zapach morza napełnia skromną chatę. Gospodarz domu wstaje o świcie i rusza na połów ryb. Jego żona kołysze w ramionach płaczące niemowlę. Patrzy na nie czule, z niewypowiedzianą miłością. Spogląda w stronę pozostałych śpiących dzieci. Na belkach porozwieszane są  suszące się zioła. Maluch w ramionach kobiety wreszcie cichnie. Usnął. Matka delikatnie układa je w prowizorycznym łóżeczku. Gospodyni zabiera się za przygotowanie strawy dla swojej dziatwy. Obserwuję ją ze swojego posłania. Mam pięć lat. Mój ojciec jest rybakiem, matka zielarką i akuszerką. Mam troje starszego rodzeństwa i jedno młodsze. Matka ma na imię Tomiła, ojciec Biezdał. Są bardzo szanowani w wiosce i wydają się szczęśliwi. Sen z powiek spędza im tylko gadanie ludzi na mój temat. Urodziłam się podobno w czasie pełni i gdy na morzu szalał sztorm. Mówią, że to zły znak. Według nich będę źródłem cierpienia wielu innych ludzi. Me imię brzmi Tulia, ale wokół słyszę jak szeptem nazywają mnie Przeklętą. Napawa mnie to smutkiem. Inne dzieci nie lubią się ze mną bawić i traktują jak trędowatą. Nawet wśród rodzeństwa czuję się wyalienowana. Dlatego zawsze zaraz po śniadaniu wyruszam samotnie spacerować na plaży. Podobnie jest dziś. Wstaję szybciutko. łapię kromkę czerstwego chleba i wymykam się z chaty.
-Tulia!- goni mnie głos matki- Gdzie ty znowu biegniesz? Znów będziesz się włóczyć po plaży?! Tulia...
Nie reaguję na jej wołanie. Jestem szybka niczym wiatr. Po chwili spaceruje już po plaży. Chce mi się płakać bo wczoraj dzieci w ramach zabawy obrzucały mnie ościami ryb. Matka kazała mi się nie przejmować ale czuję się samotna. Nie rozumiem czemu mnie to spotyka. Przecież to nie ja sobie wybrałam moment urodzin. Ojciec zwykle dziwi się mi. Mówi, że strasznie dużo rozumiem jak na swój wiek. To go przeraża. Wiem, że obawia się iż ludzie mogą mieć racje co do mnie. Jestem inna. Dziwna. -Nie chcę być sama!- krzyczę w przypływie emocji na wiatr- Nieeeee chceę!
-Nie jesteś sama.- słyszę w odpowiedzi obcy głos dochodzący za moich pleców. Obracam się wiec szybko i o to stoję przed przedziwnym człowiekiem o wielkich czarnych skrzydłach u ramion. Przez umysł przebiega mi myśl o ucieczce, ale on jakby ją usłyszał mówi- Nie uciekaj. Jestem Twoim aniołem stróżem. Będę się Tobą opiekował i nie będziesz już sama.
-Anioł? Ale czy anioły nie są białoskrzydłe i nie mają złocistych włosów?- dopytuję się nieufnie. Stojący przede mną ma bowiem kruczoczarne loki i tak samo ciemne oczy. Jego twarz emanuje jednak pięknem. Ubrany jest też w czerwoną dziwną koszule i czarne spodnie. Na nogach ma też cudaczne obuwie, niepodobne do żadnego innego, które widziałam w wiosce czy na nogach przyjezdnych. 
-Anioły są różnorodne tak jak ludzie. Patrz Ty masz blond włosy a Twoja siostra Lila rude. Podobnie jest i z aniołami- mówi uśmiechając się na widok tego jak lustruje podejrzliwie jego ubiór.- Widzisz mój ubiór nie pochodzi stąd dlatego nigdy nie mogłaś czegoś takiego widzieć.
-Ja  myślałam, że chodzicie w sukienkach- stwierdzam choć jego wyjaśnienia trafiają mi do przekonania. Przybysz wybucha srebrzystym śmiechem, który utwierdza mnie w przekonaniu, że jest on z nie z tego świata.-Dobrze. Będziesz moim przyjacielem?
-Oczywiście Tulia.. Po to tu jestem.- mówi przyklękając przy mnie. Wyciąga dłoń- Mam na imię Gravis...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz