środa, 9 listopada 2011

Rozdział 11

zima 1361
Wiatr smaga mnie po twarzy. Wzburzone morze obsypuje mnie lodowatymi kroplami. Futro chroniące mnie przed zimnem jest już całe przemoknięte. Postanawiam wrócić do domu. Ruszam szybkim krokiem więc w stronę wioski. Jeszcze tylko przejść przez tę kępę krzewów i już prawie będę na miejscu. 
-Witaj Przeklęta!- krzyczy dwunastoletni chłopiec z blond włosami i o twarzy pokrytej krostami, reszta jego bandy pięcioro chłopców z sąsiedztwa śmieje się głośno. Znam ich wszystkich. Otaczają mnie tak, że nie mam jak umknąć. Zaskoczyli mnie. -Nie za zimno na spacer?
Nie odpowiadam. Wiem bowiem, że każde moje słowo wykorzystają  przeciwko mnie.
-Grzeje ją ogień piekielny, który rozpalił w niej Szatan- stwierdza inny, rudowłosy. -Bo wracasz z spotkania z nim, prawda?
Dalej milczę. Wiem, że po wiosce chodzą plotki o tym, że skumałam się z diabłem. Ktoś widział podobno jak rozmawiam sama z sobą. Podejrzewają mnie też o czary. O wszystkie nieszczęścia zdarzające się w wiosce posądzają mnie. Matka jest przerażona. Próbuje im moje zachowanie jakoś logicznie wytłumaczyć, ale oni twierdzą, że jako moja matka jest ślepa na prawdę o mnie. 
-Ogłuchłaś?!- głos krostatego odciąga mnie od rozmyślań.- Łapcie ją!
Chłopacy rzucają się w moją stronę. Próbuję się im wymknąć, ale jest ich zbyt wielu. Dwóch wykręca mi ręce. Reszta otacza mnie ciasnym pół kołem. Ich oczy płoną rządzą ukarania mnie. Jednak żaden nie ma odwagi spojrzeć mi prosto w oczy. Rudowłosy o przezwisku Iskra wyciąga za pazuchy nóż od patroszenia ryb. W spojrzeniach reszty widzę rodzący się niepokój.
-Coo tyy Iskra?-mówi jeden z trzymających moją wykręconą rękę. -Z głupiałeś?
-Trzeba ją naznaczyć aby wszyscy wiedzieli, że jest czarownicą!-odpowiada rudy pewnie siebie.
- Mieliśmy ją tylko nastraszyć- mówi niepewnie kolejny.
-Tchórzycie? Co z was za mężczyźni!- jedzie im po ambicji. Reszta ugina się pod tym argumentem. Wiem, że żaden nie zechce już się sprzeciwić. Nikt z nich nie chce być wytykany. Rozumiem to jak nikt inny. Iskra widząc, że wygrał zadaje grupie pytanie- To gdzie ją oznakujemy? Na twarzy?
Potem padają kolejne propozycje i rodzi się dyskusja: 
-Na piersi?
- Pod ubraniami schowa. Nie lepiej na dłoni?
-Dłoń też zakryje... Na czole?
-No ale na twarzy lepiej chyba nie... 
-Może i racja.
-Na szyi? Koło ucha?
-Tak na szyi!
-Super!
Reszta przytakuje. Cały czas wije się jak węgorz ale przeciwnicy są starsi i silniejsi. 
-Oznaczymy ją księżycem*- decyduje Krostaty patrząc wyzywająco na Iskrę. Nikt nie protestuje.
-Przytrzymajcie ją mocno, nie chcemy jej przecież poderżnąć gardła, prawda?
Teraz dopiero dochodzi do mnie, że oni naprawdę to zrobią. Cały czas miałam nadzieję, że jednak zmądrzeją. Myliłam się. Nie opamiętali się. Czuje paraliżujący strach na widok noża przybliżającego się do mojej szyi. Chcę ich prosić aby zaniechali tego, ale nagle w głowie słyszę głos mojego anioła:
"I tak to zrobią Tulia! Została Ci już tylko duma. Nie dawaj im satysfakcji"- jego słowa działają na mnie jak kubeł zimnej wody. 
"Masz rację Gravis"- myślę wiedząc, że on czyta moje myśli.
"Zuch dziewczyna"- jego głos dodaje mi otuchy. Przestaje się szamotać. Prostuje się i pochylam w bok głowę nastawiając im szyję. Moje zachowanie jest tak niespodziewane, że Iskra zatrzymuje się niepewnie z nożem przy mojej szyi. Wszyscy zerkają po sobie. Czuję ich niepewność pomieszaną ze strachem. 
-Czekam- mówię lodowatym tonem.
Podtrzymujący mnie puszczają robiąc niepewny krok do tyłu, reszta też się odsuwa. Ich miny wyrażają takie skrajne emocje, że aż bierze mnie na śmiech. I ja się ich bałam? Czuję ulgę. Dziś nie utoczą mi krwi.
"Weź nóż"-słowa anioła zaskakują mnie.
"Ale.."
"Ufasz mi?"
"Oczywiście, jesteś przecież moim jedynym przyjacielem..."
"To weź nóż i sama wytnij sobie księżyc na szyi"-jego ton jest niepokojąco chłodny. Mimo to postanawiam go usłuchać. Szybkim krokiem podchodzę do Iskry i wyciągam mu z drżącej dłoni nóż. Patrzy na mnie w osłupieniu i bezwiednie cofa się. Odchylam jak poprzednio głowę. Spoglądam rudemu w oczy i bez zwłoki, szybkim ruchem wycinam sobie księżyc na szyi. Czuję, że to Gravis prowadzi moją dłoń. Z ust otaczających mnie wydobywa się chór jęków. Po szyi delikatnie spływa mi krew. Czuję ją. Zakrwawione ostrze odrywam od rany i wyciągam uchwytem w stronę osłupiałego Iskry. Na ten gest wszyscy pierzchają w stronę wioski. Zostaję sama z nożem w ręku i z wyciętym księżycem na tuż za uchem. Słodki zapach krwi miesza się ze słodyczą mojego pierwszego zwycięstwa w życiu.

"Co tam?"- głos Risusa wydziera mnie z otchłani wspomnień. -"Tęskniłaś?"
"Ja? Za Tobą?"- wybucham nerwowym śmiechem, aby przykryć niepokój jaki wywołały we mnie wspominki.
"Cóż widzę, że chyba najarałaś się zbytnio Lucis, co?"-chichocze.
"A co chcesz macha?"- odparowuję trzymając się schematu żartu jaki narzucił.
"Wygadana jesteś"- komentuje z braku riposty. Po czym na jego twarzy odmalowuje się ten szaleńczy uśmiech, który przyprawiał mnie o ciarki- "Mam dla Ciebie wieści"
"Słucham..."-jego entuzjazm zapowiada komplikacje. Bo co innego by tak go cieszyło?
"Wybieramy się na Ziemię!"- ta nowina jest wstrząsem dla mnie.
"Ale..."
"Nie ma żadnego ale!"-odpowiada.-"Zaraz mam tu coś dla Ciebie"-Przeszukuje nerwowo kieszeń spodni i wyciąga z niego niebieski kamyk wiadomości.
Biorę go drżącą dłonią i wysłuchuję.
"I co?"- pyta anioł z ciekawością.
"Mam zezwolenie na zejście z Tobą na Ziemię"- szepcze ze zaskoczeniem.
"To super!" - cieszy się jak małe dziecko Risus, po czym uśmiecha się łobuzersko- "Już Ci wybrałem ciało..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz