piątek, 16 grudnia 2011

Rozdział 16

-Wow a to kto znowu?-pytanie zadane w myślach przez Rafała wyciąga mnie z odmętu wspomnień. Spoglądam jego oczami i przez moment aż mnie zatyka. W drzwiach pokoju stoi ogromnej postury mężczyzna i wygląda tak, jakby swoim cielskiem miał zaraz rozepchać futrynę. Jednak mimo potężnego wzrostu nie wygląda dziwnie czy śmiesznie, ponieważ jego ciało wygląda na zbudowane hmm... bardzo a to bardzo proporcjonalnie. Do tego te długie brązowe włosy oraz zarost i facet przypomina wikinga. Tylko oczy nie pasują do mojego wyobrażenia morskiego wojownika. Ma bowiem najbardziej przyjazne oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Bije od nich ciepło i życzliwość. W tych oczach można się zakochać.
-Bellusie, może byś tak łaskawie wgramolił się już do środka!-słychać za pleców olbrzyma głos Risusa.
-Zaraz, zaraz. Popchnij bo chyba utknąłem- odpowiada mu wesoło wielkolud. Głos ma ochrypły i seksownie niski.
"A więc o to i sławny Bellus"- wysyłam mu myśl na kanale ogólnym- "Nie przypuszczałam, że będzie mi dane Cię poznać."
"Przyjemność po Twojej stronie Nebulo"-odpowiada wreszcie gramoląc się w pokoju. Na co Rafał cofa się do najbliższej ściany. Jest nieźle wystraszony.
"Słucham?"-zdziwona jego odpowiedziom.
"No, bo Ty mnie widzisz a ja Ciebie nie..."-mówi.
"A tracisz wiele... Nebula ma takie ciałko, że nie jedna z Twoich eks anielic wymięka"-wtrąca się Risus, który stoi i w drzwiach szelmowsko się uśmiechając. Rumienie się. Lecz z ulgą myślę o tym, że nie widać tego.
"O zarumieniłaś się, jakie to słodkie"-chichocze Risus.
"Aaale skąd ty wiesz, że...?"-wybucham.
"Twój rumieniec wyszedł na twarzy chłopaka"-odpowiada rozbawiony Bellus-"Widocznie za mocno się podpięłaś pod jego układ nerwowy."
"A tak w ogóle co Cię tu sprowadza?"
"A to Riss nie wspominał, że przybędę z pomocą?"-dziwi się olbrzym.
"Tylko nie Riss!"-obrusza się blondyn.
"Nie, Riss chyba zapomniał o tym nadmienić. Ale każda pomoc cieszy."- stwierdzam i doprawdy tak myślę. Im nas więcej tym szybciej zgarniemy zbiegów.
"To dobrze, że tak uważasz. Znalazłem też dwoje ochotników w Piekle, którzy nas wesprą."-dodaje.
"O naprawdę?"-pytam- "Chciało się im?"
"Mnie też to zdziwiło"-przytakuje mi Risus.
"Przyznam się, że mnie też. Ale oboje mają dołączyć za godzinę. Spotkamy się z nimi na miejscu łowów."-mówi Bellus.
"A no tak, tego też jej nie powiedziałem jeszcze"- uśmiecha się Rissus-"Wytropiliśmy dwójkę..."

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Rozdział 15

       Nie łatwo tropi się Animusy, które wiedzą jak opętać człowieka i to tak aby nie zwracać uwagi otoczenia. Należy czekać na ich błąd. Inaczej jest to prawie nie możliwe. Risus będąc w Piekle uruchomił wszystkie swoje kontakty, aby być na bieżąco informowanym o pojawieniu się na Ziemi niezwykłych zjawisk świadczących o opętaniu. Na razie duży skok energii Umbre odnotowano w Europie, w kraju mojego ludzkiego życia- Polsce. Teraz czekamy na jakiś kolejny błąd Animusa tu się ukrywającego. Jedyne co na razie wiemy, że opętał kogoś dzień temu na terenie dworca kolejowego w Poznaniu. Rafał zabrał nas do wynajmowanego przez siebie mieszkania. Jest on studentem jakiegoś  skomplikowanego -jak dla mnie- kierunku. W głowie przelatuje mu mnóstwo wzorów i obrazów przedstawiających budowę jakiś zaawansowanych technicznie przedmiotów. Zalewa mnie takim natłokiem tych myśli, że mój umysł sam odsyła się do mych ludzkich wspomnień.

 ***
wiosna 1367

      Roztopy oderwały naszą małą wioskę od reszty świata. Jednak nie całkiem bowiem Śmierć jakoś przedostała się do nas. Już dawno krążyły wieści o straszliwej chorobie wyludniające całe miasta. Jednak dopóki nie dotykała nas bezpośrednio wydawała się tylko jedną z tych strasznych opowieści, które miały sprawiać aby lud stał się bardziej bogobojnyTeraz stoję na środku naszej wioski i próbuję zatkać uszy by nie słyszeć jęku agonii umierających. Ludzie padają jak muchy. Najpierw choroba dotknęła zwierząt. Głownie gryzonie- takie jak szczury. Następnie zachorował Iskra. Wezwali moją matkę na ratunek. Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy po powrocie do domu. Pierwszy raz widziałam w jej oczach taki strach. Nie zniknął on już z jej oczu do końca jej życia. 
-To dżuma- wyszeptała do ojca, gdy myślała że już śpimy.
-Na pewno?-drżący głos ojca wskazywał, że wierzył w ocenę sytuacji matki. Pytał już bez nadziei. Potem zapadła cisza.
     Kolejne dni przynosiły kolejnych chorych. Iskra zmarł w tydzień po zachorowaniu. Dodam, że  jego śmierć była straszliwa. Umierał w bólu i osamotnieniu. Gdyż rodzina ze strachu porzuciła go w ostatnich dniach jego życia. Wiem, bo zajmowałam się nim. Myłam jego straszne rany. Karmiłam i przebierałam. Lecz nie byłam w chwili gdy umierał... 
      Bowiem w tym dniu zachorował mój ojciec. Moja rodzina w tamtym momencie składała się z rodziców, starszego brata, mnie i młodszego brata. Starsze dwie siostry wyszły już za mąż i mieszkały w innych miejscach. Najstarsza w Gdańsku- wyszła bowiem bogato za mąż za mieszczanina, druga natomiast za rybaka z pobliskiej wsi. Ojciec był pierwszy z naszej rodziny, który zachorował. Opiekowałyśmy się nim z matką, jak tylko umiałyśmy. Jednak już wtedy brakowało nam nadziei. Bowiem do tej pory nikt kto zachorował nie przeżył. Dwa dni po ojcu choroba dopadła moich braci. Matka do tej pory udawała twardą, ale gdy zauważyła objawy dżumy u synów wpadła w dziwny stan. Przestała reagować na cokolwiek i tylko wpatrywała się w przestrzeń. Jej wzrok wyrażał obłęd. Dżuma dopadła ją dzień później. Od tego czasu minęły cztery długie dni. Nie mam już ojca, ani braci. A matka ma właśnie lepszy dzień. Bo przed śmiercią u większości następuje poprawa. Złudna nadzieja, że im się udało. Potem jest tylko gorzej, a śmierć jest witana ze łzami ulgi. Tylko mnie nie dopadła choroba tylko ja zostałam wśród umierających...

sobota, 19 listopada 2011

Rozdział 14

     Risus przybrał postać śmiertelnika. Anioły bowiem bez problemu potrafią ukrywać swoją prawdziwą naturę i stawać się podobnymi do zwykłym śmiertelników. Zazwyczaj wpasowują się tak w otoczenie, że wydają się stapiać z tłem codzienności. Niepozorni i szarzy przemykają wśród nic niepodejrzewających ludzi. Bywa jednak, że anioły zwłaszcza ciemności specjalnie pozostają po części sobą deformując tylko lekko swoją doskonałość do standardów człowieka. Tak właśnie postąpił Risus.
-Wow- wyrwało się chłopakowi na widok materializującego się przed nim anioła. Stał i rozdziawiał buzie jak przygłup. Co prawda rozumiałam go po części. Risus, jak wiadomo, wyglądał lepiej niż jakikolwiek zwykły człowiek. Atrakcyjność jego wyglądu wzmacniał też niezwykły magnetyzm i niepasująca do tego naturalność w gestach. Emanował on ogromną męskością i pewnością siebie. Jednakże moim zdaniem bez swoich czarnych skrzydeł stracił dużo ze swojego mrocznego uroku.
-Możesz już zamknąć usta, bo głupio wyglądasz-w ton anioła słychać niezadowolenie.-"Ale sobie pomocnika z rekrutowałaś Nebulo..."
"Jaki dowódca tacy żołnierze"- ripostuję z uśmiechem.
"Czyli przyznajesz, że dowodzę tą operacją?"- z szelmowskim wyrazem twarzy wpatruje się w chłopaka. -"Jakie to dziwne nie móc na Ciebie patrzeć... Bo wiesz lubię na Ciebie patrzeć, a teraz zamiast Twych fajnych kształtów muszę oglądać to..."
"Nie jestem tu aby Ci było przyjemnie"- stwierdzam.
"A szkoda..."-mruczy.
-Kiim jee..jeesteeś?- jąka się chłopak. Zupełnie o nim zapominaliśmy. 
"On jest ze mną"- przekazuję mu myśl.
-Jestem aniołem i mam za zadanie ująć zbiegłe dusze. Skoro już Nebula Cię wtajemniczyła... Dodam, że bez mojej zgody. Działasz teraz dla mnie i masz mnie słuchać.-mówi Risus.
"Ale zadufany z niego dupek"- myśli chłopak.
"Żebyś wiedział"-przytakuje mu z chichotem-"Ale polubisz go. Bo nie da się go nie lubić."
-Jestem Rafał- mówi chłopak.- I zgadzam się Wam pomóc, ale tylko dla tego, gdyż jeśli nie naćpałem się czegoś. I to wszystko nie okaże się wymysłem mojej głowy, to szykuje się ciekawa, wręcz filmowa przygoda. Za nic w świecie nie przegapię czegoś podobnego! 
Chłopak wyzywająco patrzy na anioła, a ten uśmiecha się ironicznie. Kurcze, a ja myślałam, że chłopak to robi z dobrego serca. A on tu po prostu liczy na przygodę życia...
-Witaj więc Rafale w naszej drużynie- ton anioła kipi aż ironią.-Czas na stanie się bohaterem.
Chłopak dumnie pręży pierś. W głowie już marzy o tym, jak staje się bohaterem  i zdobywa podziw oraz szacunek ludzi.
"Ale kozak"- wysyla mi myśl Risus.- "Mam nadzieję, że nie liczyłaś na jego bezinteresowność i opowiedzenie się za stroną dobra..."
"No wiesz, ja..."-zaczynam, ale mi przerywa:
"Wiedziałem... Jak żałuję, że nie mogę zobaczyć Twojej miny. Choćby wyrazu oczu. To niezapomniany widok, gdy gaśnie w nich ostatnia iskierka wiary w dobro człowieka..."-rozczula się. W jego oczach płonie ogień zachwytu... To zły płomień... Pewnie piekielny. 
"Nie straciłam wiary"- odpowiadam cicho lecz stanowczo. - "Wierzę, że w każdym. Nawet w Tobie istnieje prawdziwe ziarno dobra..."
Na chwilę uśmiech na twarzy Risusa zamiera, a w oczach przygasa mroczny ogień.A może to tylko złudzenie...
"Ziarno w ogniu nie wyrośnie"- szepcze upiornym głosem i wybucha szaleńczym, szyderczym śmiechem...

piątek, 18 listopada 2011

Rozdział 13

       Risus mylił się co do chłopaka. Może ciało było niepozorne i słabe ale duszę miał silną. Gdy tylko zrozumiał, że to dzieje się naprawdę zmobilizował się i zaczął mnie wypychać. Toczyliśmy ze sobą walkę. Wygrać miał ten kto psychicznie wykończy przeciwnika. Chłopak zalał mnie swoimi wspomnieniami i myślami. Jego emocje i wspomnienia są takie namacalne. Widzę jak bawi się zabawkami. Czuję jego strach przed pójściem do szkoły. Radość z dobrych ocen. Smutek i osamotnienie wśród rówieśników. Miłość do rodziców. Potem pierwsze nieszczęśliwe zauroczenie. Poczucie niezrozumienia wśród innych. Wyalienowanie.  Dumę gdy dostaje wyniki z matury i idzie na studia... Zaczyna mnie przytłaczać. Jego Ja powoli odzyskuje władze nad ciałem...
"Niezła próba"-myślę tak aby słyszał.-"Nie chcę Cię skrzywdzić, ale jeśli będę musiała zrobię to..."- ja posiadam większą ilość wspomnień i to takich, które obciążą go psychicznie. Powoli jednak wtłaczam w niego obrazy. Wybieram tylko fragmenty, które nie zdradzą mu tajemnic Zaświatów ani moich. Tak więc wrzucam mu do głowy różne wspomnienia Animusów, których byłam przewodnikiem.
-Milcz pasożycie!-krzyczy tak głośno, że pewnie słychać go na kilometr.- "Wynoś się z mojej głowy!
"Ucisz go"-rozkazujący ton anioła rozlewa mi się w umyśle. Rozkojarzam się.
"Risus nie pomagasz!"
"Przepraszam Nebula. Tylko pospiesz się za nim zwróci czyjąś uwagę, ok?"
"Risus!"- warczę. Anioł milknie, jednak uśmiecha się szyderczo. Ale on mnie wkurza...
Chłopak nadal walczy, ale czuję że obrazy, które mu przesyłam osłabiają go. Zaczyna się gubić i rozpraszać się. To poważny błąd. Dalej bombarduję go. Zmieniam jednak taktykę. Wyrzucam na wierzch jego najgorsze wspomnienia i spowalniam je tak aby nie umknął mu żaden szczegół. Rozdrapywanie ran okazuje się skutecznym sposobem walki.
-Przestań- jęczy cicho, a w myślach dodaje- "Czego chcesz?"
"Potrzebuję Twojego ciała"-odpowiadam.
"Nie oddam Ci ciała"-postanawia drżącym głosem-"Choćbyś mnie zabił?"
"Po pierwsze nie jestem mężczyzną, tylko kobietą. Po drugie nie chcę Cię zabijać tylko wypożyczyć Twe ciało"-poprawiam go.
"Ale...Jesteś demonem, prawda? Chcesz mnie opętać!"-stwierdza.
"Nie jestem demonem i wolę abyś zamiast opętać użył słowa wypożyczyć"
"To kim jesteś?"
"Jestem..."- no i tu rodzi się problem. Nie wiem co mu powiedzieć. A kłamać mi nie wolno.- "Jestem Nebula i mam za zadanie pomóc w złapaniu cztery demonów, które uciekły z Piekieł."
Chłopak czuje się zdezorientowany. Nie wie czy może mi ufać. Rozumiem go. Skoro już uchyliłam rąbka tajemnicy postanawiam go jeszcze trochę odsłonić. Wysyłam mu wspomnienie wiadomości od Gabriela. I obraz Humilisa Anculusa, Białego Brata. Z myśli chłopaka wyłapuję, że toczy w sobie walkę. Podejmuje jednak szybko decyzje.
"Dobra załóżmy, że Ci wierze..."-stwierdza-" Pomogę Ci, ale dobrowolnie bez zabierania mi władzy nad ciałem, ok?"
Trochę mnie tym zaskakuje. Zerkam na Risusa, który z niecierpliwością wpatruje się w ciało człowieka. Nie wie co się dzieję, bo wchodząc w  chłopaka od początku blokuje mu możliwość czytania jego myśli. Powinnam pewnie poradzić się anioła, ale wiem co odpowie. Zamierzam zrobić odwrotnie niż by on mi powiedział.
"Zgadzam się"- odpowiadam- "Tyle, że ostrzegam Cię iż większą szanse na przeżycie masz gdy przejmę kontrole."
"Jeśli zajdzie taka konieczność poddam się twojej władzy"- spuszcza trochę z tonu. Tak więc ogólne warunki zostały ustalone teraz tylko poinformować o tym Risusa. Już mnie cieszy sam fakt, że się wścieknie.
"Już"-wysyłam mu myśl.
"No nareszcie. Strasznie się guzdrałaś, wiesz?"-uśmiecha się szelmowsko.- "Myślałem, że lepiej radzisz sobie z facetami."
"Chłopak nam pomoże"-informuje go.
"Jak to pomoże?"-patrzy na mnie jakbym z nieba spadła.
"Dogadałam się z nim. Nie przejmuję ciała, a tylko zostaję w nim lokatorką. Warunki wynajmu są niezłe"- ścieram mu uśmiech z twarzy. 
"Że, co?"- wyraz jego twarzy sprawia mi taką satysfakcję, że umieram z dumy.

niedziela, 13 listopada 2011

Rozdział 12

      Animusy nie powinny przebywać na Ziemi. Ale prawda wygląda tak, że bywają na niej dość często jako tzw. duchy. Są to ezoteryczne istoty złożone z samej energii Umbre lub Lucio (albo z mieszanki obu). Duchy dzielą się na dwie postacie Larve i Possessio. Są to Animusy, które w jakiś sposób uniknęły zabrania przed Boży Sąd. Do tej pory nie wiem jak się im to udaje, ale wydaje mi się, że specjalnie im się na to pozwala. Myślę, że pełnia funkcję reklamy mówiącej: istnieje życie po śmierci. Argumentem za tym przemawiającym jest fakt, że dopóki za bardzo nie namieszają to nikt za bardzo na nich nie poluje. Pozwala im się po prostu egzystować wśród ludzi, a nawet ich opętywać.
      Larve są raczej niegroźne. Posiadają bowiem małą moc. Co prawda mogą posługiwać się telekinezą, ale zazwyczaj są w stanie poruszać tylko drobne przedmioty. Zsyłają też sny w celu nawiązania kontaktu ze zwyczajnym człowiekiem. Odczuwane są zazwyczaj jako wiatr czy nagle ochłodzenie temperatury powietrza. Natomiast widzialne są tylko dla ludzi najwrażliwszych. Istnieją bowiem osoby o dodatkowym zmyśle, który pozwala im widzieć i nawiązywać kontakt z duchami, ale nie tylko. Te osoby znane są pod mianem Medium.
      Natomiast Possessio to duchy, o ogromnej mocy. Ze względu na ilość posiadanej energii nie mogą one pojawiać się na Ziemie w czystej formie, gdyż ich pojawienie zachwiałoby całym ekosystemem. a to sprawiłoby, ze zainteresowałyby się nimi anielskie służby porządkowe. Dlatego opętują one ciało człowieka. Spora część ich energii zostaje wtedy przeznaczona na toczenie walki wewnętrznej z prawowitą duszą. Dzięki temu są prawie nie wykrywalni. Osoby opętane przez Possessio uważane są za chorych psychicznie. Najczęściej nazywa się ich schizofrenikami. Nie można jednoznacznie powiedzieć, że te dusze są nieszkodliwe. Są  bowiem niebezpieczne, ale w wymiarze umiarkowanym i ludzkim.
        Istnieją też opętania za sprawą Animusów zbiegłych z Zaświatów. Najważniejsza informacja to to, że dusze uciekają tylko z Piekieł. Nie ważne co mówią (często twierdzą, że są z Czyśćca i na Ziemi odpokutowują swoje przewinienia) i mimo, że udają miłe czy pomocne są one na pewno uciekinierami z Piekieł. Takie Animusy nazywa się je Demonami. Potrafią one niewyobrażalne rzeczy. Od zmiany wyglądu, latanie po opętanie i uśmiercanie samym dotykiem wielu ludzi. Takimi Demonami stali się właśnie nasi zbiegowie. Trzeba było ich niezwłocznie unieszkodliwić i odesłać do Piekieł. Aby móc na nich polować sama musiałam opętać czyjeś ciało. Nigdy jeszcze tego nie robiłam więc zdać sie musiałam na Risusa.

***
"Co do Światła?!"- jestem w  totalnym szoku.
"Uspokój się Nebula"- szelmowski chichot Risusa doprowadza mnie do szewskiej pasji.
"To są chyba żarty!"- jestem już wściekła jak diabli- "Niech Cię Łaska oświeci!"
"To tylko ciało noś je jak przebranie"- wymądrza się anioł.-"I pamiętaj, że nie jesteś w tym ciele sama"
Patrzę na niego marząc by móc zabijać spojrzeniem. Ta mówił, że ma idealne ciało lecz w życiu i nieżyciu nie pomyślałaby, że to będzie ciało faceta.  Choć, żeby był to wysportowany i silny typ. Nie. Dostałam chuderlawego i niepozornego mózgowca! Nawet nie próbuje ze mną za bardzo walczyć. W myślach tłumaczy sobie, że to na pewno sen. No masakra.
"Widzisz jest idealny. Nie musisz tracić energii na tłamszenie go, bo sam to robi"-uśmiecha się Risus- "A po za tym nie rzuca się w oczy. Wspaniały okaz. Tylko się wpasuj w ciało..."
"Zaraz wpasuję swoją pięść w Twój nos"-odparowuję. Łatwo mu powiedzieć. Z trudem przychodzi mi zmuszenie się aby "rozlać się" po tym ciele i połączyć z nim. Jest to strasznie intymne jak dla mnie. Zaczynam odczuwać wszystko co czuje ten chłopak. Jego ciało staje się moim. 
"O żesz."-wymyka mi się gdy znów czuję się typowo ludzko.
"Co jest?"-ciekawski ton anioła rozlewa mi się w mojej nowej głowie.
-Nic- odpowiadam ustami chłopaka. Czuję jak on zamiera na dźwięk swojego głosu. Potem zbiera w sobie pokłady ukrytej energii i zaczyna ze mną walczyć.


środa, 9 listopada 2011

Rozdział 11

zima 1361
Wiatr smaga mnie po twarzy. Wzburzone morze obsypuje mnie lodowatymi kroplami. Futro chroniące mnie przed zimnem jest już całe przemoknięte. Postanawiam wrócić do domu. Ruszam szybkim krokiem więc w stronę wioski. Jeszcze tylko przejść przez tę kępę krzewów i już prawie będę na miejscu. 
-Witaj Przeklęta!- krzyczy dwunastoletni chłopiec z blond włosami i o twarzy pokrytej krostami, reszta jego bandy pięcioro chłopców z sąsiedztwa śmieje się głośno. Znam ich wszystkich. Otaczają mnie tak, że nie mam jak umknąć. Zaskoczyli mnie. -Nie za zimno na spacer?
Nie odpowiadam. Wiem bowiem, że każde moje słowo wykorzystają  przeciwko mnie.
-Grzeje ją ogień piekielny, który rozpalił w niej Szatan- stwierdza inny, rudowłosy. -Bo wracasz z spotkania z nim, prawda?
Dalej milczę. Wiem, że po wiosce chodzą plotki o tym, że skumałam się z diabłem. Ktoś widział podobno jak rozmawiam sama z sobą. Podejrzewają mnie też o czary. O wszystkie nieszczęścia zdarzające się w wiosce posądzają mnie. Matka jest przerażona. Próbuje im moje zachowanie jakoś logicznie wytłumaczyć, ale oni twierdzą, że jako moja matka jest ślepa na prawdę o mnie. 
-Ogłuchłaś?!- głos krostatego odciąga mnie od rozmyślań.- Łapcie ją!
Chłopacy rzucają się w moją stronę. Próbuję się im wymknąć, ale jest ich zbyt wielu. Dwóch wykręca mi ręce. Reszta otacza mnie ciasnym pół kołem. Ich oczy płoną rządzą ukarania mnie. Jednak żaden nie ma odwagi spojrzeć mi prosto w oczy. Rudowłosy o przezwisku Iskra wyciąga za pazuchy nóż od patroszenia ryb. W spojrzeniach reszty widzę rodzący się niepokój.
-Coo tyy Iskra?-mówi jeden z trzymających moją wykręconą rękę. -Z głupiałeś?
-Trzeba ją naznaczyć aby wszyscy wiedzieli, że jest czarownicą!-odpowiada rudy pewnie siebie.
- Mieliśmy ją tylko nastraszyć- mówi niepewnie kolejny.
-Tchórzycie? Co z was za mężczyźni!- jedzie im po ambicji. Reszta ugina się pod tym argumentem. Wiem, że żaden nie zechce już się sprzeciwić. Nikt z nich nie chce być wytykany. Rozumiem to jak nikt inny. Iskra widząc, że wygrał zadaje grupie pytanie- To gdzie ją oznakujemy? Na twarzy?
Potem padają kolejne propozycje i rodzi się dyskusja: 
-Na piersi?
- Pod ubraniami schowa. Nie lepiej na dłoni?
-Dłoń też zakryje... Na czole?
-No ale na twarzy lepiej chyba nie... 
-Może i racja.
-Na szyi? Koło ucha?
-Tak na szyi!
-Super!
Reszta przytakuje. Cały czas wije się jak węgorz ale przeciwnicy są starsi i silniejsi. 
-Oznaczymy ją księżycem*- decyduje Krostaty patrząc wyzywająco na Iskrę. Nikt nie protestuje.
-Przytrzymajcie ją mocno, nie chcemy jej przecież poderżnąć gardła, prawda?
Teraz dopiero dochodzi do mnie, że oni naprawdę to zrobią. Cały czas miałam nadzieję, że jednak zmądrzeją. Myliłam się. Nie opamiętali się. Czuje paraliżujący strach na widok noża przybliżającego się do mojej szyi. Chcę ich prosić aby zaniechali tego, ale nagle w głowie słyszę głos mojego anioła:
"I tak to zrobią Tulia! Została Ci już tylko duma. Nie dawaj im satysfakcji"- jego słowa działają na mnie jak kubeł zimnej wody. 
"Masz rację Gravis"- myślę wiedząc, że on czyta moje myśli.
"Zuch dziewczyna"- jego głos dodaje mi otuchy. Przestaje się szamotać. Prostuje się i pochylam w bok głowę nastawiając im szyję. Moje zachowanie jest tak niespodziewane, że Iskra zatrzymuje się niepewnie z nożem przy mojej szyi. Wszyscy zerkają po sobie. Czuję ich niepewność pomieszaną ze strachem. 
-Czekam- mówię lodowatym tonem.
Podtrzymujący mnie puszczają robiąc niepewny krok do tyłu, reszta też się odsuwa. Ich miny wyrażają takie skrajne emocje, że aż bierze mnie na śmiech. I ja się ich bałam? Czuję ulgę. Dziś nie utoczą mi krwi.
"Weź nóż"-słowa anioła zaskakują mnie.
"Ale.."
"Ufasz mi?"
"Oczywiście, jesteś przecież moim jedynym przyjacielem..."
"To weź nóż i sama wytnij sobie księżyc na szyi"-jego ton jest niepokojąco chłodny. Mimo to postanawiam go usłuchać. Szybkim krokiem podchodzę do Iskry i wyciągam mu z drżącej dłoni nóż. Patrzy na mnie w osłupieniu i bezwiednie cofa się. Odchylam jak poprzednio głowę. Spoglądam rudemu w oczy i bez zwłoki, szybkim ruchem wycinam sobie księżyc na szyi. Czuję, że to Gravis prowadzi moją dłoń. Z ust otaczających mnie wydobywa się chór jęków. Po szyi delikatnie spływa mi krew. Czuję ją. Zakrwawione ostrze odrywam od rany i wyciągam uchwytem w stronę osłupiałego Iskry. Na ten gest wszyscy pierzchają w stronę wioski. Zostaję sama z nożem w ręku i z wyciętym księżycem na tuż za uchem. Słodki zapach krwi miesza się ze słodyczą mojego pierwszego zwycięstwa w życiu.

"Co tam?"- głos Risusa wydziera mnie z otchłani wspomnień. -"Tęskniłaś?"
"Ja? Za Tobą?"- wybucham nerwowym śmiechem, aby przykryć niepokój jaki wywołały we mnie wspominki.
"Cóż widzę, że chyba najarałaś się zbytnio Lucis, co?"-chichocze.
"A co chcesz macha?"- odparowuję trzymając się schematu żartu jaki narzucił.
"Wygadana jesteś"- komentuje z braku riposty. Po czym na jego twarzy odmalowuje się ten szaleńczy uśmiech, który przyprawiał mnie o ciarki- "Mam dla Ciebie wieści"
"Słucham..."-jego entuzjazm zapowiada komplikacje. Bo co innego by tak go cieszyło?
"Wybieramy się na Ziemię!"- ta nowina jest wstrząsem dla mnie.
"Ale..."
"Nie ma żadnego ale!"-odpowiada.-"Zaraz mam tu coś dla Ciebie"-Przeszukuje nerwowo kieszeń spodni i wyciąga z niego niebieski kamyk wiadomości.
Biorę go drżącą dłonią i wysłuchuję.
"I co?"- pyta anioł z ciekawością.
"Mam zezwolenie na zejście z Tobą na Ziemię"- szepcze ze zaskoczeniem.
"To super!" - cieszy się jak małe dziecko Risus, po czym uśmiecha się łobuzersko- "Już Ci wybrałem ciało..."

wtorek, 8 listopada 2011

Rozdział 10

      Risus udał się sam do Domu Mroku pozostawiając mnie samą. Ten fakt napawał mnie zadowoleniem. Nareszcie trochę czasu aby sobie poukładać wszystko w głowie. O to lista spraw, które już sobie uświadomiłam- nie zawsze z chęci: Po pierwsze tkwi we mnie ogromna bestia. Smok. Kolejne to między mną a Risusem wywiązało się niepotrzebne i wręcz zabronione napięcie seksualne. Ufamy sobie?! Przerażające. Po trzecie mam blokadę przed przyjmowaniem Umbre obcego pochodzenia, tylko własna tego typu energia nie czyni mi krzywdy i jest dopuszczalna. Pytanie czemu tak się dzieje? Następnie z powodu punktu poprzedniego nie możliwe jest abym przekroczyła Bramę Piekieł i rozejrzała się wewnątrz. Czyżby byłaby to jakaś forma ostrzeżenia dla mnie? Typu jak tam się zapuścisz już nie ma dla ciebie szansy? Czy może dotyczy to Gravisa i jest to próba odizolowania go ode mnie? Pewnie zastanawiacie się kim on u licha jest. Powinnam wam to wyjaśnić. Tak samo wina jestem wam wytłumaczenie tego snu o stosie. Pewnie już się domyślacie, że to go wołałam płonąć. Macie racje. Abyście zrozumieli musimy cofnąć się w czasie do mojego życia na Ziemi. Tylko opowieść ta jest dość obszerna. Dlatego będę ją ciągnąć w chwilach samotności. Kawałek po kawałku. Może być chaotyczna, bo wiecie jak to z pamięcią bywa. Wiele przypomina się w trakcie. Sami będziecie musieli ją sobie posklejać....

      lato 1357
Mała wioska rybacka nieopodal Gdańska, gdzie bywają piękne wschody i zachody słońca na plaży. Szum fal i specyficzny zapach morza napełnia skromną chatę. Gospodarz domu wstaje o świcie i rusza na połów ryb. Jego żona kołysze w ramionach płaczące niemowlę. Patrzy na nie czule, z niewypowiedzianą miłością. Spogląda w stronę pozostałych śpiących dzieci. Na belkach porozwieszane są  suszące się zioła. Maluch w ramionach kobiety wreszcie cichnie. Usnął. Matka delikatnie układa je w prowizorycznym łóżeczku. Gospodyni zabiera się za przygotowanie strawy dla swojej dziatwy. Obserwuję ją ze swojego posłania. Mam pięć lat. Mój ojciec jest rybakiem, matka zielarką i akuszerką. Mam troje starszego rodzeństwa i jedno młodsze. Matka ma na imię Tomiła, ojciec Biezdał. Są bardzo szanowani w wiosce i wydają się szczęśliwi. Sen z powiek spędza im tylko gadanie ludzi na mój temat. Urodziłam się podobno w czasie pełni i gdy na morzu szalał sztorm. Mówią, że to zły znak. Według nich będę źródłem cierpienia wielu innych ludzi. Me imię brzmi Tulia, ale wokół słyszę jak szeptem nazywają mnie Przeklętą. Napawa mnie to smutkiem. Inne dzieci nie lubią się ze mną bawić i traktują jak trędowatą. Nawet wśród rodzeństwa czuję się wyalienowana. Dlatego zawsze zaraz po śniadaniu wyruszam samotnie spacerować na plaży. Podobnie jest dziś. Wstaję szybciutko. łapię kromkę czerstwego chleba i wymykam się z chaty.
-Tulia!- goni mnie głos matki- Gdzie ty znowu biegniesz? Znów będziesz się włóczyć po plaży?! Tulia...
Nie reaguję na jej wołanie. Jestem szybka niczym wiatr. Po chwili spaceruje już po plaży. Chce mi się płakać bo wczoraj dzieci w ramach zabawy obrzucały mnie ościami ryb. Matka kazała mi się nie przejmować ale czuję się samotna. Nie rozumiem czemu mnie to spotyka. Przecież to nie ja sobie wybrałam moment urodzin. Ojciec zwykle dziwi się mi. Mówi, że strasznie dużo rozumiem jak na swój wiek. To go przeraża. Wiem, że obawia się iż ludzie mogą mieć racje co do mnie. Jestem inna. Dziwna. -Nie chcę być sama!- krzyczę w przypływie emocji na wiatr- Nieeeee chceę!
-Nie jesteś sama.- słyszę w odpowiedzi obcy głos dochodzący za moich pleców. Obracam się wiec szybko i o to stoję przed przedziwnym człowiekiem o wielkich czarnych skrzydłach u ramion. Przez umysł przebiega mi myśl o ucieczce, ale on jakby ją usłyszał mówi- Nie uciekaj. Jestem Twoim aniołem stróżem. Będę się Tobą opiekował i nie będziesz już sama.
-Anioł? Ale czy anioły nie są białoskrzydłe i nie mają złocistych włosów?- dopytuję się nieufnie. Stojący przede mną ma bowiem kruczoczarne loki i tak samo ciemne oczy. Jego twarz emanuje jednak pięknem. Ubrany jest też w czerwoną dziwną koszule i czarne spodnie. Na nogach ma też cudaczne obuwie, niepodobne do żadnego innego, które widziałam w wiosce czy na nogach przyjezdnych. 
-Anioły są różnorodne tak jak ludzie. Patrz Ty masz blond włosy a Twoja siostra Lila rude. Podobnie jest i z aniołami- mówi uśmiechając się na widok tego jak lustruje podejrzliwie jego ubiór.- Widzisz mój ubiór nie pochodzi stąd dlatego nigdy nie mogłaś czegoś takiego widzieć.
-Ja  myślałam, że chodzicie w sukienkach- stwierdzam choć jego wyjaśnienia trafiają mi do przekonania. Przybysz wybucha srebrzystym śmiechem, który utwierdza mnie w przekonaniu, że jest on z nie z tego świata.-Dobrze. Będziesz moim przyjacielem?
-Oczywiście Tulia.. Po to tu jestem.- mówi przyklękając przy mnie. Wyciąga dłoń- Mam na imię Gravis...

piątek, 4 listopada 2011

Rozdział 9

        Ogień otacza mnie z wszystkich stron. Jednak nie dociera jeszcze bezpośrednio do mnie. Na razie czuje jego gorąco i swój wilgotny strach. Próbuję jeszcze ostatkiem sił szamotać się z liną, którą uwiązano mnie do tego pieprzonego pala. Może ten sznur dzięki przypiekaniu trochę puścić? - przemyka mi szalona myśl przez głowę. Ze stosu obok słychać okropny jęk, który nagle przemienia się w przyprawiający o dreszcze skowyt. Do nozdrzy nawet przez dym przedostaje mi się duszący zapach palonego ciała. Skowyt cichnie. Zazdroszczę umarłej. Jest już po. Marzę aby udusił mnie ten dym zanim sięgnie mnie płomień. Ale języki ognia zaczynają lizać moje ciało. To niewyobrażalny ból. Panika- to słowo nie oddaje wcale tego co czuje. Wiem, że wkoło gapie czekają na mój krzyk. Chcą nim napełnić swoje czekające zemsty dusze. Nienawidzą mnie. Chciałabym umrzeć w ciszy nie dając im tej satysfakcji. Krzyk wyrywa się sam. To śpiew bólu w rytm palących mnie płomieni. Nie przynosi on ulgi, lecz nie jestem w stanie go przerwać. Wrzeszczę. Przeszywa mnie ogromny ból. 
Gdzie jesteś?- myślę.- Wierzyłam, że nie dasz mnie skrzywdzić. Do cholery jesteś przecież moim aniołem stróżem. Tak mi powiedziałeś gdy miałam 5 lat i od wtedy zawsze byłeś przy mnie. Nie ważne co się działo. Więc gdzie jesteś teraz?
Ból. Zawsze doceniałam niezaprzeczalna siłę ognia, jego oczyszczającą moc. Jednak w tej chwili płonę. Czuję się zbrukana a nie oczyszczona. Ogień panoszy się i zadaje cierpienie. Wdarł się. Jest już we mnie. Czuję jak trawi moje wnętrze. Jak topię się. Mimo to nadal żyję. Wiem, bo płonę...
      Ktoś mną gwałtownie potrząsa. Słyszę też skowyt pełen bólu i przerażenia.
"Nebula, ocknij się"- znajomy głos w głowie- "To tylko sen."
Risus- uświadamiam sobie. Potem dociera też do mnie fakt, że ten cierpiętniczy dźwięk wydobywa się z mojego gardła. Z trudem udaje mi się otworzyć oczy i równie trudno mi przestać się drzeć. Nadal czuję gorąco. Wszystko też mnie boli. Dalej jesteśmy w Strefie Mgły. Tyle, że teraz siedzimy (a raczej on siedzi, bo ja leżę na kolanach anioła, podtrzymywana przez niego) pod Bramą do Czyśćca. Miła zmiana. Moc bijąca z nich działa przeciwbólowo. Niczym APAP. Wyrywam się gwałtownie z jego ramion. Niepewnie staję na nogi. On idzie moim śladem.
"Ale mnie wystraszyłaś"-słyszę ulgę w jego głosie.
"Coś ty do k*rwy nędzy sobie myślał?"-wysyłam ku niemu myśl naładowaną wściekłością- "Naświetliłeś się niebiańskim blaskiem?"
"Skąd mogłem wiedzieć, że masz alergie na Umbre?"-pretensja w jego glosie doprowadza mnie do wrzenia.
"Jeszcze mi w mów, że to moja wina!"
"A czyja?"- specjalnie mnie irytuje.
"Trochę samokrytyki pani czarujący anioł"-warczę-"Mógłbyś choć przeprosić..."
"Taa.. Sorry."-jego ton jest pełny niechęci. Aniołowie Ciemności raczej nie przepraszają więc nie komentuje tego. To mi wystarczy na razie.-"Czemu tak się obłąkańczo darłaś jakby kto palił Cię na stosie?"
"Nie zmieniaj tematu, dobra?"-odpowiadam. Trafił bowiem w sedno. Ta przecież on dobrze wie jak brzmi osoba, którą pali się na stosie. W Piekle przypiekanie i palenie to podobno rutyna.
"Tamten temat skończony"-mówi wpatrując się we mnie intensywnie tymi błękitnymi oczętami.-"Mów."
"Ufasz mi?"-pytam. Jego milczące zmieszanie jest najlepszą odpowiedzią, mimo to postanawiam naciskać. -"To Risusie, ufasz czy nie?"
"Ufam"-szept myślowy tak cichy, aż trudno było go uchwycić.
Patrzę mu głęboko w oczy. Te jego szaleńcze zwierciadła. Chwytam delikatnie go za dłonie. Na co on reaguje przysuwając się do mnie. Jego wzrok wędruje po moich wargach. Stoimy prawie stykając się biodrami i twarzami. Pochylam się jeszcze bliżej twarzą i ku jego zdumieniu moje usta przybliżają się do ucha.
-Więc dla swojego dobra zapomnisz o tym całym zdarzeniu- szepczę puszczając jego dłonie. Po czym szybko odsuwam się od Risusa.
Patrzy na mnie chwilę zdumiony lecz po chwili wybucha szczerym śmiechem.
-Więc mamy 1:1 , tak?- chichocze.
-Tak- odpowiadam z ulgą.

wtorek, 25 października 2011

Rozdział 8

      Jakiś czas później siedziałam z Risusem przy ognisku, które rozpaliłam w czasie, gdy on udał się po Animusy.  Manipulant był w letargu, natomiast ten drugi łypał na nas wzrokiem pełnym nienawiści.
"Zanim ruszymy w dalszą pogoń musimy doprowadzić się do porządku- wysłał mi myśl Risus, lustrując mnie wzrokiem. Wróciliśmy do tej formy porozumiewania się ze względu na obecność więźniów.- "Najlepiej teleportujmy się pod Bramę Piekieł i udajmy do mojego lokum w Domu Mroku, gdzie się ogarniemy, ok?"
"No nie wiem, nie możemy tego zrobić tutaj?"- spytałam ciaśniej otulając się kocem.
"I tak musimy odstawić tych dwóch Animusów"- ukazał na zbiegów-" No i dowiedzieć gdzie podziała się reszta naszych zagubionych duszyczek..."
"Czy nikt inny ich nie ściga?"
"Mój kompan Bellus* miał ich wyśledzić"-stwierdził.
"Może już ich złapał?"- spytałam z entuzjazmem.
"Może"- odparł, ale po jego minie widziałam, że szczerze w to wątpi.- "To koniec biwakowania, ruszamy smoczku."
Normalnie zripostowałabym to jakoś, ale obecnie nie czułam się na siłach. A po za tym moje myśli popłynęły już w inną stronę. Piekło to nie jakieś tam turystyczne tereny, gdzie wpadasz, oglądasz i wracasz do siebie. Podobno wizyta w nim pozostawia na kimś kto tam się zapuścił straszliwe piętno. No, dobra przyznam się. Trochę przerażała mnie pierwsza wizyta w Czeluściach. Choć pokrzepiałam się myślą, że to dobra okazja do rozejrzenia się po Piekle. Zawsze mogę tam trafić, nieprawdaż? Fajnie więc by było mieć jakieś pojęcie co do tego jak tam naprawdę jest. I jeszcze co najgorsze on tam gdzieś. Gravis...
"Dobra dasz radę się sama teleportować?"-głos Risusa wyrwał mnie z tych mrocznych myśli. Nie odpowiedziałam mu, tylko od razu przeniosłam się pod Bramę Piekieł. Dzięki temu zapewniłam sobie chwile samotności. Wykorzystałam ją na uspokojenie i odepchnięcie myśli o nim... Na pewno go nie spotkam. Myśl pozytywnie- powtarzałam sobie.
      Brama do Piekieł porażała swoim ogromem i przepychem. Wielkie cztery metrowe wrota wykute z niespotykanego na Ziemi czarno-czerwonego metalu. Ozdobne płaskorzeźby przedstawiały nagie ciała, naturalnego wzrostu splątane ze sobą w przedziwnych pozach. Niewątpliwie artysta, który je stworzył posiadał ogromny talent. Wyglądały bowiem, jak żywe. Choć przez głowę przeszła mi myśl, że to mogli być kiedyś żywi... Wszystko było prawdopodobne. Poza tym Brama ta pulsowała ogromem ciemnej i mroczne energii. Wystarczyło, że stanęłam zbyt blisko a robiło mi się strasznie gorąco.
"Zosia samosia"-stwierdził Risus pojawiając się obok wraz z naszymi więźniami. Po czym spojrzał z szaloną czułością na Bramę i wysłał mi szept-"A o to i drzwi do mego domu. W przenośni oczywiście..."
"Taaa... rozumiem. Aż taka głupia nie jestem."-odpowiedziałam-"A klucze wziąłeś jak wychodziłeś?"
"O kurcze, chyba zapomniałem"- odparł zaniepokojonym tonem.
"Bardzo śmieszne"- parsknęłam- "Wiem, że wystarczy iż położysz na nich dłoń, a staną otworem"
"Gdzie ta cholerna dłoń?"-zachichotał udając że jej szuka po kieszeniach.- "Zawsze mi się gubi.."
"Kretyn..."-rzuciłam z uśmiechem.

Ruszył krok ku Bramie, po czym nagle zatrzymał się i się namyślał.
"Masz stracha?"- zapytałam ironicznie.
Nagle obrócił się twarzą do mnie. Znów miał ten nieodgadnięty wyraz twarzy.
"Co jest?"-spytałam już zaniepokojona.
Szybkim ruchem przybliżył się do mnie. Spojrzał mi w oczy. Lazurowe niebo- przyszła mi myśl do głowy na określenie koloru jego oczu w tym momencie.
"Ufasz mi Nebula?"- zadaje mi pytanie. Dziwne pytanie. On jest aniołem ciemności. A takim nie można mu ufać.
"Tak"- nie potrafię odpowiedzieć wymijająco gdy tak wierci mnie na skroś wzrokiem. Poza tym owijanie nie ma sensu. Oboje wiemy, że gdybym nie ufała powiedziałabym mu to wprost.

Potem wszystko się dzieje niezwykle szybko. Przygarnia mnie do siebie i otacza ramionami.
"Co do cholery robisz? Zachciało Ci się amorów! Puść"-wysłałam mu myśl próbując się oswobodzić, aby choć trochę wydawać się niedostępną. Niech nie myśli, że tak łatwo mu nie ulegnę! Nie odpowiedział. Wierciłam się więc i próbowałam wyrwać się z jego ramion. Ale nie mogłam. Anioł pulsował bowiem energią czerpaną z bliskości wrót. Czułam, że ta energia przepływa z niego we mnie. A więc chce mnie podładować a nie pocałować. Dotarło do mnie. Skrzyczałam się w myślach za idiotyzm. Nagle przepływ energii zwiększył się. Nie było to jednak miłe uczucie. Risus emanował bowiem energią Umbre. Dla kogoś z Piekieł pewnie było by to przyjemne, natomiast dla mnie okropne. Jakbym płonęła od środka. Co innego gdy napędza Cię 60 Wolt własnego zła, a gdy 6milionów Wolt pochodzące od najbardziej plugawych i mrocznych istot. Czułam, że moja psychika tego nie zniesie. Bo nie licząc bólu spowodowanego płonięciem przed oczyma przelatywały mi najgorsze sceny jakie można było sobie wyobrazić. Wspomnienia pełne sadyzmu, bólu i ciemności...
-Risus, prooszę nie-wyszeptałam tuż przed tym zanim poczułam że ogień mnie pochłonął całkowicie...

__________________________________________________________
* łac. Czarujący

piątek, 21 października 2011

Rozdział 7

     Uwolniłam tkwiącą w sobie bestie. A raczej stałam się nią... 
     Wszystko co było dalej to skrawki obrazów i doznań. Przebłyski walki z bestiami. Dużo krwi. Porozrzucane strzępy mięsa jakby ktoś wypatroszył zwierze. Zakrwawiony Risus. Ból. Wściekłość. Odgłosy miażdżonych kości, jęki i ... mlaskanie. Obrzydliwe mlaskanie. Zapach śmierci. Potem błoga ciemność...
       Kolejny przebłysk nastąpił pod wpływem wybuchu bólu w całym ciele. Jakby ktoś mnie rozdzierał na kawałki... Czułam też paraliżujące zimno. Czyjś głos w oddali. Ciężar powiek przytłaczał i uniemożliwiał otwarcie oczu. Potem przyjemny dotyk ciepłych, delikatnych dłoni. Nagle coś otoczyło mnie ciepłem. Potem znów pustka... Z otchłani niebytu wyrywa mnie metaliczny zapach. Męczy one me nozdrza. Czuję ucisk w żołądku. Dziwny posmak w ustach. Uświadamiam sobie, że to smak surowego mięsa. Targają mną mdłości. Zrywam się z miejsca zrzucając z siebie koc i wymiotuję. Pojawiają się czyjeś dłonie które odsuwają na bok moje włosy i podtrzymują je dopóki nie przestaję wyrzucać z siebie tego co zjadłam. Blee...
"Już Ci lepiej?"- głos Risusa w głowie wywołuje falę bólu. 
"Myśl..Boli..."- nie jestem w stanie składnie wyrazić tego co chcę. 
-Może lepiej na razie normalnie się komunikować?- pyta. Ma racje tak jest lepiej.
-Yhy..-jęczę. Nienawidzę w tej chwili siebie i swojego stanu. Bezradność i bezbronność sprawia, że czuję napływ wściekłości. Ogarnij się- mowie do siebie.
-Jak się czujesz Nebula?- pyta się mnie anioł, a troska w jego głosie sprawia, że mobilizuję resztki sił. Pokażę mu, że jestem silna. Że nie potrzebuję jego troski ani pomocy...Wstaję niepewnie i obracam się twarzą do niego. Anioł też nie wygląda zbyt kwitnąco. Lekki cienie pod niebieskimi oczami zdradzają zmęczenie. Liczne zadrapania pokrywają jego szyję i twarz. Włosy posklejane ma krwią, potem i błotem. Spodnie też brudne a w kilku miejscach zieją w nich dziury, odsłaniając kolejne zadrapania i siniaki. Tylko prawie czysta koszula nie pasuje do całej reszty, widocznie musiał ubrać świeżą.
-Już jest powiedzmy okeej- lekko drży mi głos, ale mówię to wyraźnie bez jęków.- Trochę szumi mi w głowie, ale z każdą chwilą będzie coraz lepiej...-nie kłamię, bo doprawdy w to wierzę mimo iż ból się potęguje.
-Wiesz, zawsze wiedziałem, że masz coś w sobie. Ale nigdy nie podejrzewałem, że jest tak dosłownie.- żartobliwy ton daje mi do zrozumienia, że uwierzył- Moja ty bestyjko...
Nie reaguję, skupiona na tym aby ustać na nogach. Ze zdziwieniem patrzę jak Risus skrawkiem swojego rękawa czułym gestem ociera mi usta. Na materiale zostaje czerwona plama. Jego niebieskie oczy mają nieodgadniony wyraz. Nagle łydki zaczynają mi dygotać. Spoglądam zdumiona w dół i zauważam, że mam na siebie długą anielską koszulę, która sięga mi do połowy ud. Nogi mam nagie, ale pokryte czerwono-czarną skorupą. Uświadamiam sobie, że to mieszanina krwi i błota. Na prawej pulsującej bólem łydce mam przesiąknięty już krwią bandaż, kolejne obandażowanie czuje na szyi. Delikatnie je sprawdzam palcami. Boli i krwawi.
-Pamiętasz cokolwiek z tego co się wydarzyło- pyta anioł. Po czym uśmiecha się, na widok tego jak lustruję swój wygląd. - Wyglądasz ekstra w tych bandażach, taka cała w krwi i błocie, wiesz? Tak mrocznie seksownie. Choć przyznam, że lepiej było Ci nago...
Na jego słowa wyrywa mi się z ust wściekłe warknięcie. To wywołuje chichot Risusa. A po chwili uchodzi ze mnie  cała energia. Szybkim niepewnym krokiem wracam do koca i siadam na ziemi otulając się nim.
-Odczep się!- mówię ze zrezygnowaniem- Opowiadaj lepiej co się zdarzyło, bo nie bardzo pamiętam.
-A no więc zacznę od miejsca gdy zniknęłaś we mgle, ok?- pyta podekscytowany możliwością przedstawienia mi rozwoju sytuacji ze swojego punktu widzenia. Daje mu to szanse na pochwalenie się tym jak pokonał Animusy. Nie mam złudzeń co do tego, że na pewno rozłożył ich na łopatki. Skinieniem głowy daję mu przyzwolenie na opowiedzenie mi całego zdarzenia. Twarz rozjaśnia mu uśmiech dzieciaka, który opowiada kolegom o przeżytej wielkiej przygodzie.- Jak pewnie pamiętasz to tego mniejszego miałem już z głowy. Tylko Nocti-Gladius ugrzązł w jego ciele. A w coelusie nie mogłem nic znaleźć. - tu spojrzał na mnie wymownie- Ale udało mi się Noctiego wyrwać. No wiesz, złapałem go mocno a nogą, z kopa odepchnąłem tego Animusa. Dźwięk, który temu towarzyszył...coś wspaniałego...Takie chrupanie zmieszane z...- mówił rozmarzonym głosem.
-Do rzeczy- przerwałam mu, za co posłał mi mordercze spojrzenie.
-Wyrwałem więc miecz w odpowiedniej chwili aby zdążyć zablokować uderzenie tego drugiego. Ukradł on miecz pięknie wykuty w ogniu piekielnym*. Ta broń jest po prostu stworzona do pojedynków i walki jednorącz. Istne cudo. -chrząknęłam demonstracyjnie, a on kontynuował - Ale nie ważne.. Potem Ci go pokażę. No mogę przyznać, że ten wyższy nieźle umiał się obchodzić z bronią jak na Animusa. Jego uderzenia były umiejętne: szybkie ale i silne. Walka z nim byłaby przyjemna, gdyby nie to, że dał się pozbawić broni poprzez zastosowanie prostego manewru. No wiesz, najpierw pchnięcie, zwód, obrót i kołowrotek ręką.- w czasie opisywania odegrał przede mną pantominę ukazującą ten manewr- Obezwładniłem go więc i związałem wraz z rannym kompanem łańcuchem wykutym w ogniu piekielnym. Dodam, że podczas walki doszła do mnie myśl wysłana przez Ciebie. Omal mnie nie drasnął gdyż rozkojarzyłem się przez nią -mrugnął przy tym do mnie zaczepnie, po czym mówił dalej- No więc unieruchomiłem zbiegów i ruszyłem Tobie na pomoc. Zastanawia mnie jedna myśl, miałaś jakąś broń Nebula?
-Eee, no więc... no wiesz, ja... w fetorze walki zapomniałam o tym szczególe- tłumaczyłam się niezdarnie.
-Szczególe, tak?- zapytał drwiąco, po czym zaniósł się szaleńczym śmiechem- Jesteś..
-Tak jestem idiotką- przerwałam mu  przyznając się skwapliwie, czym sprawiłam, że zachichotał.
-Chciałem powiedzieć szalona- rzekł dalej chichocząc- Ale to twoje kajanie się jest urocze..
-Dobra, skończ opowieść tatuśku- zmieniłam nie wygodny temat.
-Jak pani każe- odparł i wrócił do wątku- Szukając Ciebie usłyszałem tupot bestii. Domyśliłem się, że uciekasz a one Cię gonią więc ruszyłem w stronę odgłosów. W ogóle nie cierpię tego, że nie można tu latać.**-rzucił z żalem-  Zdziwił mnie fakt, że mgła prawie znikła. Ale cieszyło mnie to nagłe zwiększenie widoczności. Dzięki niemu bowiem z daleka was zobaczyłem. Ty... Wiesz zawsze zastanawiałem się jak możesz doprawdy wyglądać pod tym płaszczem. Myślałem, że będziesz kruczoczarną, dobrze zbudowaną kobietą o wyrazistych rysach doświadczonej przez życie niewiasty. Miałaś mieć ciemną karnacje i wąskie usta. A tu proszę, wyglądasz z twarzy jak porcelanowa dziewczynka; i tylko te oczy zdradzają, że masz więcej niż 16 lat. Choć ciałko masz całkiem, całkiem kobiece- zamruczał seksownie, jednak nie reagowałam wiedząc, że o to mu właśnie chodzi- Te twoje piękne, długie nogi... A usta, heh... W ogóle wielkie wow dla całego Twego ciała. - zerknął smutno na mnie zawiedziony brakiem odzewu- Ale widzę, że twoja uroda nie jest dla Ciebie jakąś nowością więc wrócę do opowieści. No więc gdy was zobaczyłem, Ty i bestia...
-Wilkokot- wyrwało mi się.
-Słucham? 
-Tak go w myślach nazwałam- odpowiedziałam szybko.
-No trafna nazwa- pochwalił mnie Risus.- A więc Ty i Wilkokot prawie dotykaliście się nosami i wpatrywaliście w siebie jak zakochani. Zrozumiałem, że zaraz staniesz się bezwolną i dasz się mu pożreć. Ruszyłem więc pędem aby Cię wyciągnąć z tej sytuacji, Ty moja królewno na wieży - zażartował, drażniąc się ze mną w ten sposób- A tu ma królewna w smoka się nagle przemienia... Wiesz mówiąc poważnie stanąłem jak wryty, gdy się zaczęłaś zmieniać. Najpierw klęczysz bezbronna i dziewczęca oko w oko z bestią a tu nagle z Twojego ciała wybucha czerwone, oślepiające światło, odrzucając Wilkokota na 50 metrów. Dodam, że pod moje nogi go rzuciło. Nigdy niczego podobnego nie widziałem. I to natężenie energii Umbre, masakra... Nie wiedziałem, ze tyle mroku czai się wewnątrz Ciebie, Nebula...-mówił to z takim zachwytem jakby trafił mu się Albus Animus***, którego przekabacił na ciemną stronę mocy. Poczułam strach i złość. Strach przed tym, co się kryło we mnie, a złość na Risusa za to, że tak cieszył się z mojego upadku. Bo to był upadek. Nie wiem czy za to nie wyślą mnie do Piekieł.- Słuchasz mnie?
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Że gdy światło znikło, a raczej je wciągnęło z powrotem w ciebie to... Kurde trudno to opisać. Zamiast Ciebie stała tam bestia. I to jaka bestia. Najpiękniejsze stworzenie jakie w swym istnieniu było mi dane oglądać. Ty jako bestia to istny wyraz szaleństwa. Posłuchałaś mojej rady Nebulo. Zaszalałaś- uśmiechnął się z czułością i dumą.
-Jak to coś wyglądało? Spróbuj opisać, ok?- głos mi drżał. 
-Jak smok.
-Smok?- a więc mówiąc o królewnie i smok, mówił po części poważnie.
-Smukła szyja, proporcjonalne kształty, piękne, majestatyczne skrzydła. No może ten pysk trochę przypominający słodką, niewinną psią mordkę psuł wrażenie. Ale to on chyba przez to, że nie pasował do reszty pobudzał niepokój. Bo to było stworzenie istniejące po to by zabijać. Że tak powiem budowa jego pozwalała mu być zabójcą doskonałym. Całe ciało smoka pokrywały bowiem czerwono-czarne łuski o ostrych brzegach. Ogon zakończony był czymś przypominającym maczugę. A słodka niewinna, mordka okazała się być naszpikowaną ostrymi niczym brzytwy kłami. Tak samo miał on ostre szpony. I te płonące wściekłością i rządzą krwi oczy. Mówię Ci, chodzące piękno.
-Piękno? To...- wydukałam- Niiee... Nie potrafię sobie czegoś takiego wyobrazić..- zwiesiłam głowę by nie ujrzał, że oczy zaszły mi łzami.
-Och, Nebulo... Wiem, że sama myśl wydaje Ci się szalona i straszna, ale gdyby nie to mogłabyś nawet na kilka wieków skończyć w bolesnym zawieszeniu... A tak pokonałaś Wilkokota i tego drugiego potwora, tylko z lekko moją pomocą. O czym zaraz Ci opowiem. Mogłaś poznać też dzięki temu lepiej samą siebie. 
-O wielkie dzięki Risusie! -wrzasnęłam- Zawsze chciałam wiedzieć, że siedzi we mnie potwór. Że buzuję aż energią Umbre jak nastolatki hormonami! Może Ty lubisz solarium zwane Piekło, ale mnie to jakoś nie pociąga!
- Uspokój się. -odparł zadziwiająco bez cienia złości- Jako przewodnik powinnaś sama wiedzieć, że należy poznać i zrozumieć bestie aby móc ją opanować.  
- Chyba nie zrozumiałeś. Ta bestia nie jest we mnie, to ja jestem nią.
- To Ty nie słuchasz... -rzekł przewracając oczyma- Nie masz jej eliminować ale ją o-p-a-n-o-w-a-ć! To nie Ty masz być nią, tylko ona Tobą.
-Masło maślane- odburknęłam. Jednakże w środku zapamiętałam tą typowo szaloną radę.- Opowiedz jak to było z tymi bestiami. 
-Dobra, ale przemyśl Nebulo moje słowa, ok?- spytał wpatrując się we mnie wyczekująco.
-Zakodowałam-odrzekłam kpiąco.
-To tak, kiedy zamieniłaś się w smoka Wilkokot leżał u mych stóp, a druga bestia znajdowała się bliżej Ciebie...
-Smoka-poprawiłam- mów o nim smok, ok?
-Jak chcesz, ale to głupota- stwierdził- Korzystając z okazji, że Wilkokot jest lekko oszołomiony rzuciłem się na niego. Jednak okazał się czujny, uchylił się przed ciosem a ja trafiłem w powietrze. Tymczasem Ty... To znaczy smok zajął się drugą bestią. Z tego co kątem oka zdołałem zobaczyć walcząc z Wilkokotem. Smok najpierw walnął niedźwiadko- jeża końcem ogona ogłuszając go. Następnie szponami rozorał szyje, pozbywając się z niej kawałka skóry wraz z tymi kolcami i zatopił w jego szyi kły. Potem nie wiem co się działo, bo dostałem łapą przez głowę i upadłem. Udało mi się uniknąć przed kilkoma kolejnymi ciosami łapą, ale też kilka razy nieźle oberwałem. Turlałem się w błocie jak młodzież na Woodstocku. Z tą różnicą, że ja unikałem łap, zębów i wzroku tej pieprzonej bestii. I pewnie było by ze mną krucho gdyby smok nie porzucił swojej zdobyczy i nie zajął się moim napastnikiem. Dzięki temu odczołgałem się i przetrząsnęłam ekwipunek w poszukiwaniu kuszy. W tym czasie Wilkokot dzielnie walczył z większym przeciwnikiem. Udało mu się nawet wgryźć się w łapę smokowi. Stąd ta rana na Twojej nodze.
-A co mi się stało w szyje, w takim razie?- spytałam z zaciekawieniem.
-Okazało się, że ta druga bestia żyje tylko ją zamroczyło. I kiedy doszła do siebie, wpadła w istny szał spowodowany chyba bólem. Rzuciła się ona z boku na smoka zajętego Wilkokotem i wczepiła w szyje. Na szczęście znalazłem już kuszę i po wycelowaniu strzeliłem.
-Mam nadzieję, że trafiłeś.
-Jasne, że tak- oburzył się anioł moimi wątpliwościami. -Ale zdążył on Ci się...no smokowi nieźle wgryźć. Krew ciekła smokowi po całej szyi. Ugodzony bełtem potwór puścił na chwile Twą szyje i wtedy Ty.. to znaczy smok złapał go i zaczął miażdżyć mu kości. -spojrzał na mnie z szacunkiem- Powiem, Ci że odgłos łamanych kości jest taki strasznie... głuchy. To niesamowicie wywołujący ciary na plecach dźwięk. Wilkokot próbował skorzystać z okazji i też zaatakować zranioną już szyje. Tym razem jednak smok był czujny. Złapał go zębami podczas gdy ten był w locie. Kolejne głuchy dźwięk. Podejrzewam, że smok złamał bestii kark. Krew była wszędzie. Dlatego smok stracił przytomność i wtedy znów stałaś się sobą. Leżałaś nago cała pokryta krwią i błotem, byłaś okropnie lodowata. Opatrując Cię myślałem, że już wpadasz w letarg. Ale potem zaczęło Ci się poprawiać...
-Czego mi nie mówisz?- spytałam drżącym głosem. Pamiętałam bowiem odgłos mlaskania i smak surowego mięsa w ustach.
-Czegoś co nie chcesz usłyszeć- odparł.
-Nie chcę, ale powinnam- stwierdziłam, po czym udając lekki ton dodałam:- Domyślam się, że skonsumowałam co nie co...
-To raczej była krwawa uczta- powiedział z mrocznym i Jockerowym uśmiechem, ale po chwili jego ton stał się poważnym: - Myślę, że tylko dzięki temu posiłkowi żyjesz.
Rozumiałam, że może to być prawda. Na pewno było to dobre usprawiedliwienia. Wiedziałam jednak, że ten odgłos mlaskania będzie mnie męczył już na zawsze.
-Czyli to już koniec przygody?- spytałam się. Miałam jak na razie dość przygód.
-Jaki koniec?- spojrzał na mnie ze zdziwienie Risus.
-No, zbiegowie złapani... więc wszystko wróci do normy.
-Nebulo to dopiero początek - wesoły i szalony wyraz jego twarzy upewnił mnie, że anioł mnie nie podpuszcza. 
-O fuck!-pomyślałam rozumiejąc już o co chodzi. -No tak uciekło sześć dusz, złapaliśmy dwie to zostały na wolności cztery...- przekalkulowałam w myślach
-Twój wyraz twarzy mówi, że udało Ci się dokonać pewnego prostego matematycznego działania. Gratuluje matematycznych zdolności- zaśmiał się szelmowsko.
Byłam obolała, zmęczona i zła. A znając moje szczęście czekało nas jeszcze sporo roboty.




___________________________________________________________
* wszystko co wykute zostaje w ogniu piekielnym ma niebywałą trwałość, jest prawie niezniszczalne; tylko kowale będący aniołami ciemności potrafią i mogą korzystać z ognia piekielnego, dostępu bowiem do prawdziwego Płomienia Otchłani mają aniołowie ciemności i tylko one mogą przebywać w bliskim kontakcie z nim bez skutków ubocznych;
** mimo, że nie ma tu przyciągania podpisując "umowę o wynajem" tego miejsca, podpisałam zgodę na to aby uniemożliwić latania w Strefie Mgły, gdyż miało to ułatwić mi pracę (nie miałam ochoty ganiać po przestworzach umiejących latać bestii, jeśli takie by się uwolniły podczas testu);
*** Biała Dusza, nieskazitelnie czyta dusza; na razie na świecie trafiła się jedna taka i została z ciałem do Nieba wzięta;
    

środa, 19 października 2011

Rozdział 6

       Nim zdążyłam jakoś zareagować anioł dzierżył już w swojej dłoni Nocti-Gladiusa. Po czym ruszył w stronę Animusów. Zbiegowie zdążyli się już dogadać między sobą. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie. Myśleli bowiem, że z aniołem jesteśmy już daleko i mają trochę czasu przed kolejnym spotkaniem z nami. Mylili się. Risus już nie bawił się w wygłaszanie butnych kwestii i po prostu zaatakował zdumione dusze. Pierwszy cios spadł na manipulanta, który uchylił się, ale trochę za wolno. Miecz trafił go w bark z takim impetem, że rozharatał go aż do piersi. Ranny zawył z bólu w straszliwy sposób. Do wycia Animusa dołączyła się jego bestia, ale nie robiła to z bólu tylko w furii. Wikokot ruszył z impetem ku aniołowi, za nim ruszył drugi zwierz. Musiałam coś zrobić, bo Risus szarpał się z Nocti-Gladiusem zaklinowanym w ciele zbiega. Skupiłam się i oddzieliłam ścianą nieprzeniknionej mgły bestie od anioła i Animusów. Oraz podcięłam brutala, dając mojemu kompanowi trochę czasu.
"Na widły piekielne!"- zaklął myślowo anioł, szperając jedną dłonią w coleusie. Drugą dalej próbował oswobodzić miecz wywołując straszliwe jęki rannego- "Co za burdel zrobiłaś? Nic znaleźć nie idzie!"
"Burdel to tam już był!"- odpowiedziałam.
"Odciągnij bestie, a ja spacyfikuje tych dwóch. Potem Ci pomogę, ok?"-spytał retorycznie, po czym dodał- "Szaleństwo jest najpotężniejszym stanem umysłu więc zaszalej Nebula..."
"Dobra"-stwierdziłam i ruszyłam w stronę ściany
"Bądź ostrożna"- usłyszałam jeszcze jego głos w mojej głowie. Po czym weszłam w ścianę ze mgły. Otuliła mnie ciepłym, wilgotnym całunem, który tak dobrze znałam. Wiedziałam, że gdzieś w tej mgle czają się zdezorientowane lecz wściekłe bestie. Wyczuwałam rosnącą w nich furie. Były o wyciągniecie dłoni lecz nie miały pojęcia, że ja tu jestem. Przywilej Przewodnika to, że on rozdaję karty w grze mającej miejsce w Strefie Mgły. Jednak nie oznaczało to, że nie mogły mi nic zrobić. Byłam bezpieczna dopóki byliśmy w gęstej mgle. Jednak aby odciągnąć je od Risusa musiałam je jakoś zwabić. Jedyny wab jaki przychodził mi do głowy byłam ja sama.
Cholera! Miałam już nie zbyt dużo energii.
      Nie było czasu na dalsze rozważania bo mimo dezorientacji bestie zbliżały się w stronę gdzie zostawiłam Animusy i anioła. Zebrałam energię w sobie i rozwiałam mgłę wokół siebie i stworów. Stałam z prawego boku Wilkokota, który wytęrzył zmysły i nagle zwrócił łeb w moją stronę.
Nie patrz mu w oczy-krzyknęłam w myślach. Cofając dłoń, którą bezrefleksyjnie wyciągnęłam w celu dotknięcia miękko wyglądającej sierści bestii.
Zwierz nadal nie widział mnie dzięki płaszczowi, ale wyczuwał moją bliskość.
"Czas zabawić się w ekshibicjonistkę". -zaśmiałam się, wysyłając tą myśl ku Risusowi. Wiedziałam, że nie powinnam odwracać jego uwagi od dusz, ale nie mogłam się powstrzymać. Poczułam zawód, gdy nie usłyszałam odpowiedzi. A tam. Nie czas na to. Myślami lekko "rozpięłam" płaszcz i zmaterializowałam się w swojej prawdziwej postaci.
      Oczy bestii rozszerzyły się w zaskoczeniu, ale szybko przybrały morderczy i magnetyczny wyraz. Wilkokot starał się skupić mój wzrok na swoim, ale byłam czujna. Cóż nagle zdałam sobie sprawę, że nie pomyślałam o broni. Fuck! Jaka idiotka ze mnie. Stałam oko w oko z bestią gotową rozszarpać mnie na strzępy bez żadnego przygotowania, bezbronna. Drugim potworem się na razie nie przejmowałam bo Wilkokot oddzielił go ode mnie. Więc pomyślę o nim jeśli uda mi się pozbyć pierwszego potwora. Jeśli mnie rozszarpie to nie mam przecież po co martwić się kolejnym stworem. Logiczne, co nie?
Jedyne co przyszło mi w tym momencie do głowy to ucieczka. W chwili gdy o tym pomyślałam już rzucałam się do biegu. Wykonałam zwód w prawo i pognałam jakby mnie diabli gonili. (Oj, wolałabym aby to one za mną goniły). Bestie ruszyły za mną. Wiedziałam, że to tylko kwestia minut za nim mnie dopadną. Intensywnie wysiliłam szare komórki, ale miałam pustkę w głowie. Powstrzymałam się jednak od teleportowania. Nie mogłam przecież zostawić anioła na pastwę losu.
A może mogłam?- zrodziła się szaleńcza myśl, którą szybko wypchnęłam. Choć to nie był pierwszy raz kiedy żałowałam, że nie jestem bezwzględną egoistka.
      Chwilę później leżałam już jak długa na ziemi podcięta przez łapy Wilkokota. Szybkim ruchem skoczyłam na kolana i obróciłam się twarzą do niego. Nasze nosy prawie stykały się ze sobą. Na twarzy czułam jego cuchnący zgnilizną oddech. Tym razem nie udało mi się uciec od jego hipnotyzującego wzroku. Przez moment wydawało mi się, że spadam w przepaść. Nie mogłam sobie na to pozwolić! Bezradność obudziła szaloną wściekłość we mnie. Wewnątrz mojego jestestwa rozpętała się istna furia emocji. Wiedziałam co to oznacza. Ale czułam się pijana szaleństwem, które zrodziło się we mnie. Może według reguł nigdy nie powinnam na to co się stało za moment pozwolić ale było już za późno. Uwolniłam tkwiącą w sobie bestie. A raczej stałam się nią.

wtorek, 18 października 2011

Rozdział 5

      Poruszaliśmy się teraz wolniej i ostrożniej. Wyczulone zmysły podpowiadały mi, że za chwile staniemy twarzą w twarz z zbiegami. Skupiłam się i ciaśniej owinęłam płaszczem z mgły. Wyglądało to tak jakbym znikła, bo teraz trudno było dojrzeć moje oczy. 
"Prawie zlałaś się z mgłą"-zdziwił się Risus- "Ciekawy jestem jakie sztuczki chowasz w zanadrzu?"
Uśmiechnęłam się na te słowa, ale nie zdążyłam odpowiedzieć gdy przed nami we mgle zamajaczył jakiś kształt. Anioł też go chyba zauważył, bo szybkim ale pewnym ruchem wyciągnął z coleusa* Nocti-Gladiusa**. Po czym zerknął w moją stronę i skinął głową. Był gotowy na spotkanie. Przeszły mi ciarki po plecach, gdy spojrzałam w jego oczy. Zwykły ich błękit ustąpił miejsca kolorowi nieba w burzy. Jakby tego było mało przez te granatowoczarne tęczówki co pewien moment przelatywała -jakby to powiedzieć- iskra. To były oczy człowieka obłąkanego...obłąkanego głodem krwi***.
"Bibę czas zacząć"- uśmiechnął się w jakiś taki żarłoczny sposób. To był Risus jakiego jeszcze nie dane mi było poznać. Przerażający i dziki, pociągający...
Ruszyliśmy w stronę cienia, który też poruszał się ku nam. Po chwili kształt zaczął się formować w cztery odrębne postacie. Mimo, że odległość wynosiła tylko ze sto metrów trudno było stwierdzić coś więcej, gdyż mgła nie pozwalała dojrzeć szczegółów. 
-Jestem Amens Risus! -wrzasnął mój towarzysz stając w pozycji bojowej- Nakazuję wam paść na kolana, a oszczędzicie sobie niewyobrażalnego bólu!
"Widzę, że to tyle na temat zwiększyć swoje szanse i zaatakować znienacka?"- zakpiłam. Na co aniołowi drgnęła warga w krzywym, sadystycznym uśmiechu. Po chwili dodałam-"Dobra skoro już i tak wiedzą, że tu jesteś to z chęcią się im przyjrzę".
      Siłą woli sprawiłam, że mgła wokół zbiegów się rozrzedziła. Dzięki temu naszym oczom ukazał się następujący widok: najpierw dwie bestie obok siebie a tuż za nimi dwa (niepozorne jak dla mnie) Animusy. Każda z bestii była niepowtarzalna w swój paskudny sposób. Potwór po prawej był wielkości młodego słonia. Z wyglądu przypominał niedźwiedzia, ale z pyska to  raczej kojota o rekinich zębach. Futro tej bestii wyglądało jakby ktoś po ustawiał mu każdy włos na żel. Tak doprawdy były to igły, pewnie nasycone trucizną. Drugi zwierz był mniejszy. Co w praktyce za zwyczaj oznacza szybszy i bardziej niebezpieczny. Wielkości cielaka, z pozoru przypominał wilka, jednak ruchy miał kocie, tak samo pazury i zęby (taki wilkokot). Wielkie zielone, przekrwione oczy wpatrzył w anioła. Jakby jego wzrok spocząłby na mnie to dostałabym dreszczy. Co gorsza czułam, że te oczy mają hipnotyzującą moc.
"Nie patrz bestii po lewej w oczy!"-wysłałam aniołowi myśl, ale było już za późno. Risus wpatrywał się w oczy Wilkokota, jego twarz zobojętniała a Nocti-Gladius upadł na podłoże.
"Cholera"-pomyślałam.
-Mówiłem Ci, że w tym miejscu mamy przewagę nad skrzydlatymi? Co z nim zrobimy? To niezła szycha w Piekle a tu jest do naszej dyspozycji... -uśmiechnął się dumnie jeden z Animusów do drugiego. Te co to wypowiedział był wyższy od towarzysza i z tego co można było wywnioskować z wyglądu oraz tłukących się mu po głowie myślach, brutalniejszy i bardziej zepsuty. Emanował wręcz mrokiem piekieł. Jego towarzysz na pierwszy rzut oka był mniej mroczny i  posiadał w sobie jakieś dziwny magnetyzm. 
"Hipnotyzujący"-narodziło mi się określenie w głowie, po czym wyskoczyło kolejne.- "Manipulant". 
To by wyjaśniało zdolności bestii. Jak już mówiłam potwór rodzi się ze zła wewnętrznego danej duszy. A w tej duszy pośród grzechów przeważało widocznie manipulowanie. I to plus energia Umbre w dużej dawce i wychodzi bestia o hipnotyzujących oczach.
Jedyny pozytyw w tej sytuacji to, że chyba nie wiedzą w ogóle o moim istnieniu.
-Mówiłeś, że musimy uważać- rzekł niższy
- Taa, w tym miejscu istnieje jeszcze tzw. przewodnik...
Coś mi się zaczęło wydawać, że nasze zbiegłe duszyczki dobrze się przygotowały.
-Twój następca, tak?- szepnął z podziwem ( udawanym, bo słyszałam jak w myślach wyzywał towarzysza od najgorszych) niższy, a jego słowa zmroziły mnie.
-Tak, kolejny z następców.- dumnie odparł jego towarzysz- Było ich wielu i wszyscy zasilają teraz miasta Czeluści.- Kolejna dająca mi nadzieję nowina. Chyba jest jakiś dzień dołowania mojej persony- Ale aktualny przewodnik bardzo się tu zadomowił i od dłuższego czasu panuje nad tą strefą. Jak już wspominałem za mojej kadencji była tu piękna jak okiem sięgnąć pustynia.
-Powinniśmy się go obawiać?
-Myślę, że może stanowić problem. -rzekł, a pomyślał- Ale raczej nie duży, prawda przewodniku? Wiem, że jesteś gdzieś blisko w tej mgle i czytasz myśli. Ujawnij się a się dogadamy. Mam Ci sporo do zaoferowania.
"Cholera jasna!"- myśli latały mi po głowie jak oszalałe. Miało być szybko i bez większych komplikacji a tu wszystko na odwrót.- "Risus niech Cie niebo oświetli**** !"
-Spuszczę z Anioła energię- stwierdził nagle manipulant, po czym podchodząc do zahipnotyzowanego rzucił suchym żartem- Jest za bardzo nadmuchany.
To przechyliło kielich goryczy i dalej sytuacja potoczyła się szybko.
Manipulant zamachnął się sztyletem na Risusa, ale ja zdążyłam podnieść miecz anioła i zablokować atak. Brutal- eks-przewodnik zaczął coś krzyczeć, lecz nie usłyszałam co. Zdziwionego niższego Animusa odepchnęłam jak najdalej od mojego towarzysza. Po czym otoczyłam Risusa gęstą mgłą. Zbiegowie zaczęli się kłócić, co dało mi czas aby spróbować wyrwać anioła z transu.
-Jak to do k*rwy jasnej możliwe? Co to było?- słyszałam wściekły głos manipulanta. 
-No jak do cholery myślisz? To ten przewodnik- odparł drugi.
-Czemu debilu nie mówiłeś, że on takie coś potrafi?
-A co ja do ch*ja wróżka? Skąd mam wiedzieć co dokładnie umie?!
-A co k*rwa wiesz?
-Więcej niż ty ch*ju!- wściekł się brutal (on był przewodnikiem? masakra). Po czym nastąpiła bardziej wulgarna wymiana epitetów. Bestie jak i ich panowie zaczęły na siebie warczeć.
"Risus! Do światłości boskiej! Wróć do mnie!"- wysyłałam mu myśli policzkując go. Mimo, że takie uderzanie sprawiało mi dziwną satysfakcję, to już nie mogłam doczekać się tego aż anioł przestanie być bezwolnym słupem. -"Coleus!"-przypomniało mi się i szybko chwyciłam woreczek- "Co Ty tam masz?".
Przeglądanie nie swojego coleusa to tak jak przeszukiwanie obcej kobiecej torebki. Może i sprawia przyjemność, ale trudno coś szybko znaleźć. Zawartość zaczarowanego woreczka była imponująca. Ilość ekwipunku bojowego, specyfików i ksiąg magicznych była porażająca. Musiał to być coleus wysokiej jakości skoro pomieścił tyle przedmiotów i do tego wydawało się, że waży najwyżej z dziesięć kilo. 
Czas mnie naglił, bo odgłosy kłótni stawały się coraz cichsze. Przeglądałam szybkim ruchem buteleczki aż trafiłam na tą z napisem Vexo. Jeśli dobrze pamiętam to po łacinie oznacza wstrząs. 
"To powinno pomóc" - uśmiechnęłam się do siebie i kroplę płynu z buteleczki wylałam na palec. Zapiekło jak cholera. Szybko więc palcem wtarłam tą substancje w wargę anioła. Po czym zakryłam mu usta dłonią. Zrobiłam to akurat w odpowiednim momencie. Risusem targnęło a moja dłoń stłumiła przekleństwo, które wyrwało mu się. Oczy znów wyrażały totalny obłęd, ale teraz sprawiło mi to ulgę. Wolę gdy wyrażają szaleństwo niż gdy są puste i niewidzące.
"Co do piekielnej mazi?!"-wysłał mi myśl, ale nie odepchnął mojej dłoni od swoich ust. Nadal drżał-"To Vexo, prawda? Kiedyś dla zakładu wypiłem całą butelkę, a potem dwa tygodnie miałem dreszcze i byłem niczym młot pneumatyczny..."
"Skup się! Co robimy?"
"Nie patrzymy w kocie oczy?"-parsknął mi w dłoń. Ciepły oddech był jak miła pieszczota. Szybko zabrałam dłoń i schowałam ją w rękaw z mgły.-"Nie bój się, nie gryzę."- uśmiechnął się zalotnie, ale szybko wyraz jego twarzy zmienił się w uśmiech szaleńca - jak zdjęty z facjaty Jokera z Batmana. (Film ten poznałam w którymś ze wspomnień moich podopiecznych). Risus tymczasem rzekł -"Dobra zróbmy coś dopóki jeszcze mam w sobie ogień".


______________________________________________________________
* (łac. worek) magiczny anielski worek o wielkiej pojemności, w którym mieści się najprzydatniejszy  ekwipunek;
** (łac. nocny miecz) miecz używany przez anioły ciemności, posługiwać się nim potrafią tylko wytrawni wojownicy;
*** należy bowiem nadmienić, że istoty w zaświatach też krwawią; ale to co z nich wycieka to płynna postać energii, bez której dana istota bardzo cierpi i się nie może poruszać; po czym zasypia w bolesny letarg, (nazywać ją będę krwią bo bardzo ją przypomina choć np. ma odcień głębokiego mahoniu - zdarzają się podobno też chabrowe, tak słyszałam- i jest bardziej gęsta niż ta u żywych na Ziemi).
****coś jak: "nich cię piekło pochłonie" tylko w drugą stronę.

sobota, 15 października 2011

Rozdział 4

      W Strefie Mgły teleportować można się z każdego miejsca ale tylko do trzech punktów: na Polanę Spotkań, pod Bramę Piekielną i pod Wrota Czyśćca. Jako Przewodnik przy odrobinie skupienia potrafiłam mniej więcej wyczuć gdzie znajdują się przybyli do Strefy "goście". Wysondowałam że zbiegłe Animusy znajdują się najbliżej Wrót do Czyśćca, dlatego wraz z Risusem przenieśliśmy się tam.
      U Wrót Czyśćca zawsze czułam się jakoś nieswojo. Wyglądały one jak zwykłe drewniane drzwi wpasowane w skalną ścianę, którym zwykła, prosta kołatka z metalu nadawała surowy wizerunek. Te drzwi jak dla kogoś kto nie przeszedł ścieżkami Strefy Mgły, nie dawały nadziei, że przechodząc przez nie trafi się do lepszego miejsca. Gdy jednak dusze docierały ze mną pod te Wrota nieczuły się rozczarowane ich wyglądem.  Widząc prostotę i surowość podświadomie czuły, że to właściwe drzwi. Gdyż wędrówka we Mgle otworzyła im oczy na to co ważne. Przykładowo, że nie wolno oceniać tego co nas otacza jedynie po pozorach. Ja czułam wszystkimi zmysłami moc drzemiącą za tymi drewnianymi Wrotami. Moc, która napawała mnie niezrozumiałym lękiem i tęsknotom. Za każdym razem gdy uchylały się czułam jak wewnątrz mnie budzi się jakaś nieokreślona energia, która napełnia mnie siłą i światłem. To wszystko znikało wraz z zamknięciem się Wrót za kolejną uratowaną (choć jeszcze nie zbawioną) duszą.
      Teraz stojąc wraz z aniołem ciemności czułam delikatne ciarki na plecach. Czułam się nie na miejscu będąc tu bez Animusa czy bez wezwania od aniołów światłości. 
"Głupie uczucie, co?"- wysłał mi myśl Risus ruszając we mgłę.
"Słucham?"
"No, te drzwi emanują Lucis*. A jak wiesz tacy jak ja wolą wstrząśniętą, nie zmieszaną Umbre**"- uśmiechnął się łobuzersko.
"Jakie to uczucie zetknąć się z Lucis dla fana Umbre?"- zapytałam zaciekawiona.
"Trochę jak łaskotanie"- Spojrzał na mnie z uśmiechem, lecz jego oczy przez moment (jeśli to nie było złudzeniem) wyrażały tęsknotę.- "Łaskotki bywają torturą..."
Jego ton niby żartobliwy podszyty był nutą powagi. Nigdy go jeszcze takiego nie słyszałam ani nie widziałam. Może jednak ciemność nie do końca pochłonęła jego jestestwo.
"A Ty co czujesz? "- spytał niby od niechcenia.
"Tęsknotę.."- odpowiedziałam bez zastanowienia, za co skrzyczałam się w duchu.
Jednak Risus nie wybuchł śmiechem, jak się tego spodziewałam. Natomiast uśmiechnął się i stwierdził:
"Tęsknota za czymś czego się w życiu nie poznało, to odzywa się człowieczeństwo, które jeszcze w Tobie zostało. Bo tylko człowieka skusi coś co nawet istnieć nie musi."
Szalona ta myśl miała w sobie jakąś mądrość. Bo czy człowiek nie tęskni podczas swego życia za lepszym? Czy nie kusi go życie wieczne? Niebo? Zawsze zadziwiała mnie przenikliwość Risusa, którą ukrywał pod płaszczem błazna i wariata.
Macki Mgły zafalowało nie znacznie pod wpływem wyzwolenia jakiejś energii. Te drgania mogłam wyczuć tylko ja, gdyż Mgła była mnie posłuszna. Siłą mojej woli, mogłam ją trochę rozwiać lub zagęścić. Każda zmiana i ruch nie mógł ujść mojej uwadze. Nasi zbiegowie byli blisko i udało im się wypuścić bestie.
"Jest problem"- poinformowałam anioła.
"Bez problemów nie było by dobrej zabawy"- zachichotał.
"Pajac"- westchnęłam, po czym dodałam- "Uwolnili bestie."
"Bestie?!"- spojrzał na mnie z powagą, po czym wybuchł szalonym śmiechem- "Czyli to  nie zabawa, ale istna biba!"
Jego optymizm działał mi na nerwy. Co prawda był aniołem ciemności i nie powinien mieć trudów z spacyfikowaniem dwóch grzesznych duszy, ale bestie to już nie przelewki. To potwory o wielkiej sile i zaskakującej szybkości. Bestie kryją się w Animusach, są stworzone z kłębowiska złych myśli, złośliwości, okrucieństwa i wszelkiego mroku tkwiącego w sercu. Najniebezpieczniejsze bestie przeze mnie poznane należały do dusz, które trafiły do Piekieł. Te potwory zapowiadały się jeszcze gorzej, gdyż w Piekłach na pewno na wchłaniały się dużo energii typu Umber. Należało mieć nadzieję, że wielkość pewności siebie anioła dosięga wielkości jego umiejętności bojowych. Czekała nas więc nie zła "biba".


__________________________________________________________
* (łac. światło) energia niebiańska
** (łac. mrok) energia mroku

czwartek, 29 września 2011

Rozdział 3

- Pozdrawiam Cię Nebula* -rzekł anioł ciemności z uśmiechem pokłoniwszy głowę. Na widok tego uśmiechu moja podopieczna aż wzdychnęła z zachwytu a w jej myślach usłyszałam lawinę zachwytów na temat nowego. Risus  jak na anioła ciemności przystało był bardzo urodziwy. Wysoki, dobrze zbudowany, z majestatycznymi czarnymi skrzydłami, z zabójczo czarującym uśmiechem na twarzy, o wesołych, łobuzerskich iskierkach w błękitnych oczach oraz zawadiacko opadającej na czoło blond grzywce. Wyglądał tak, że w mig oczarowywał nie jedną anielice (a co tu mówić o innych istotach). Dlatego zachwyt Jenny nie był dla mnie zaskoczeniem. Zaskoczeniem natomiast było to, że w ogóle się tu pojawił.
- Co ty tu u licha robisz?
- Widzę, że nie trzymasz się anielskiej etykiety**? Nieładnie z twojej strony- powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.- Przedstawisz mnie swojej podopiecznej?
-Nie!
-Krótko i zwięźle. Za zwyczaj bywa bardziej wylewna-rzekł zwracając się do Animusa- Nazywam się Amens Risus***, ale mów mi po prostu Risus- mrugnął flirciarsko do Jenny.- Wybacz swojej przewodniczce jej zachowanie ale po prostu nie lubi się mną dzielić z takimi ślicznotkami...
"Co ty u licha wyprawiasz?!"- wysłałam mu myśl naładowaną irytacją- "Wiesz przecież, że nie wolno Ci tu przebywać w chwili oprowadzania duszyczki!"
"Nie denerwuj się Nebula, złość piękności szkodzi"-usłyszałam jego drwiący głos w głowie lecz po chwili ton spoważniał- "Gdybym nie musiał to bym nie przeszkadzał. To sytuacja kryzysowa, że tak powiem. A raczej pomyślę".- dodał wysyłając mi uśmiech.
Prawda była taka, że w mojej "umowie o prace" istniał zapis małym druczkiem o nagłych sytuacjach, w których to aniołowie mogli mi tu wpadać bez ograniczeń. Ale jak na razie ten kruczek w "umowie" nie był wykorzystywany. Widocznie aż do dziś.
"To co bunt czy ucieczka?"-spytałam drwiąco bo nie wierzyłam, że coś takiego może mieć miejsce.
"Ucieczka"- odpowiedział patrząc mi w oczy. -" Sześć z najbardziej plugawych duszyczek wyrwało się z Piekieł. Powiedzmy, że kilku Calo**** ułatwiło im ucieczkę. Chcąc w ten sposób urozmaić i uatrakcyjnić sobie dzień. Jednakże sprawy posunęły się za daleko i dwóch z Animusów dotarło tutaj, a..."
-Słucham?!- wyrwało mi się na głos. 
- Przecież nikt nic nie mówił-rzekł Animus patrząc na mnie ze zdziwieniem. 
Tak skupiłam się na naszej wymianie myśli, że dopiero teraz przypomniało mi się o obecności Jenny. Tymczasem ona okazał się znów zaskakująco zabawna. Po wysłuchaniu kilku jej myśli okazało się, że ubzdurała sobie iż jest to kolejny etap zmagań na jej drodze do którejś z Bram. A test jej zdaniem polega na tym, że ten spotkany przystojniak będzie chciał ją uwieść. Okazało się, że chyba nie tylko ja zwróciłam uwagę na Animusa, bo nagle Risus wybuchł szaleńczym chichotem. 
"Zawsze masz takie zabawne duszyczki?"- wysłał mi myśl nadal chichocząc- "Niech ja opowiem o tym w Domie Mroku, ale będzie rechot..."
Jego chichot był strasznie zaraźliwy więc po chwili i ja zanosiłam się od śmiechu. Tymczasem Jenny zagryzała usta bojąc się, że pozwalając sobie na dołączenie do naszego (jak dla niej bez sensownego) rechotu straci możliwość zbawienia. Co rozśmieszyło nas jeszcze mocniej. 
     Pewnie śmialibyśmy się jeszcze długo gdyby nie pojawienie się kolejnego gościa. 
- Pozdrawiam Cię Amensie Risusie i Ciebie Erro!- rzekł gość. Był to niezwykle przystojny szatyn o pięknych srebrnobiałych piórach. Należał on do Białych Braci (B.B.) i moja Strefa Mgły wchodziła w skład jego "rewiru". Bo on to taki ala listonosz.
- Pozdrawiamy Cię Humilisie Anculusie*****!- odparliśmy zgodnym chórem.
"Listonosz jak zwykle w porę"- zaśmiał się mi w głowie głos Risusa. Udałam, że go nie słyszę.
- Przyszedłem po Animusa- rzekł szatyn wręczając mi Nuntiusa.
   Nuntius z wyglądu przypomina niebieski, owalny kamień. Jest to jednak przedmiot służący przekazywaniu wiadomości. Wytłumaczę to używając terminów pocztowych. "Nadawca" chcąc przesłać "list" dotyka tego kamienia (ale ma on wtedy czarny kolor) i wlewa do niego swoje myśli , które chce przekazać (wtedy kamień staje się niebieski). Następnie kamień przekazuje się jednemu z B.B. a oni mają za zadanie dostarczyć go do adresata.  Przekaz zawarty w kamieniu aktywuje się jedynie przy dotknięciu Nuntiusa przez tą istotę do której jest zaadresowana jego treść. Tak więc tylko "adresat"  może poznać co zawiera wiadomość. Po przekazaniu zawartych w sobie wieści kamień staje się czarny, aż do kolejnego użycia. To tyle o-że tak powiem- "Anielskiej Poczcie".
Treść przekazu była krótka i jasna: "Animusem zajmie się Humilis. Pomóż posprzątać powstały bałagan ale pamiętaj o swojej duszy".
- Jak zwykle Gabryś jest konkretny -powiedziałam. Na co Risus parsknął śmiechem, natomiast Humilis zgromił mnie wzrokiem.
-Dobrze listonoszu rób co do Ciebie należy- uśmiechnął się kpiarsko blondyn. Po czym zwrócił się teatralnym szeptem do ucha Jenny która do tej pory stała wlepiając w nas ślepia- Uważaj mała, teraz ten szatyn będzie się tobą opiekował. I nie wiadomo czy przypadkiem nie zechce sprawić że omdlejesz mu w ramionach.
Na te słowa Animus się zaczerwienił a Biały Brat zbladł ze zgorszenia. Po czym podszedł szybkim krokiem do duszy i złapał za ramię.
-Żegnam- rzekł zimnym tonem. Po czym wysłał mi myśl-"Bądź ostrożna i uważaj na swoją dusze Erro".
Chciałam mu odpowiedzieć, że szybko załatwimy sprawę i wszystko wróci na miejsce ale on już zniknął wraz z Jenny.
-To na placu boju zostaliśmy tylko my, co Nebula?- wesoło stwierdził blond anioł. - Myy. Ty i ja.
- Mgliście to widzę -burknęłam.
- Słucham? To tylko dwie dusze. A po za tym to Twoja strefa. To jak mecz na własnym podwórku.
- Nie chodziło mi o to tylko o nas -odparłam z lekkim rozbawieniem.- Do dzieła!
Byłam dobrej myśli i pełna zapału. Nie co dzień bowiem zaganiać miałam piekielnych zbiegów z powrotem do czeluści. Nowa przygoda zapowiadała się tym bardziej ciekawie, że czułam że w tym meczu ostateczną stawką może być moja dusza. A nic tak nie podnosi adrenaliny niż taniec na granicy piekielnej otchłani...

____________________________________________

* z łac. Mgła (tak zwraca się do mnie Risus, reszta aniołów nazywa mnie Erro tzn. Błąkająca się)
** Formy towarzyskie do których stosować powinni się wszyscy w rozmowie z wszystkimi aniołami
*** z łac. Szalony Śmiech
**** pogardliwie o niższych kastach w Piekłach
***** z łac. Pokorny Sługo

niedziela, 4 września 2011

Rozdział 2

      Szłyśmy już jakiś czas. Zdążyłam jej krótko przybliżyć to co ją teraz czeka (tzn. zostanie poddana testowi czy jest już zepsuta do końca a może jest dla niej szansa na odkupienie). Teraz podążałyśmy w ciszy. Cisza była tylko na zewnątrz. W głowie słyszałam piskliwy dźwięk głosu wewnętrznego Animusa. 
-Nawet nie spytała mnie jak mi na imię!- oburzyła się w myślach dziewczyna - Nie obchodzi ją to czy co. Co z niej za przewodnik. Nie udzieliła mi żadnej rady. Zimna jak ryba. traktuje mnie przedmiotowo. Wredna suka z niej i tyle. -Oj żeby wiedziała jak bardzo bliska jest prawdy- Kurde, zapomniałam. A jeśli w tej chwili też mi czyta w myślach. Kurna muszę przestać o niej myśleć. Myśl o czymś przyjemnym. O na przykład o tej pięknej torebce od Prady, którą kupiłaś na wyprzedaży w lumpie. Była jak nowa. Wszystkie koleżanki mi zazdrościły.  Pamiętam ich zaskoczenie i zazdrosne spojrzenia.-W jej umyśle zrodził się obraz torebki i pojawiły się wspomnienia z pracy. Jaka ona płytka.
      Nie cierpię tego jak nagle ze Strefy Mgły przerzucona zostaję we wnętrze wspomnień danej duszy. W jednej chwili stałam we mgle a już w następnej w biurze bankowym. Ciekawie urządzonym i nowoczesnym. Ładnie i elegancko ubrane pracownice spoglądały właśnie na niewysoką brunetkę, która weszła lekko spóźniona. Ubrana na szaro w dobrze skrojony żakiet i ołówkową, uwydatniającą zgrabne pośladki spódnice. Jednak w oczy najbardziej rzucała się torebka w panterkę. Od Prady. 
Że ja muszę to oglądać. torebka ni w ząb jak dla mnie nie pasuje do reszty. Ale chyba ja tak tylko myślę. Umysły pracownic mimo, że to wspomnienia Animusa nie mają przede mną tajemnic. Czuję w nich zawiść i zazdrość. 
O torebkę?! 
Brunetka z wyższością spogląda na koleżanki. Duma ją rozsadza od środka.
-Wow Jenny jaka świetna torebka. Od Prady prawda? Ależ musiała kosztować...-rzekła jedna z koleżanek.
-Zaoszczędziłam trochę no i mam- skłamała brunetka.
-Chyba całą wypłatę na to straciłaś, co?
-Ej ale ona nie jest z jakiegoś dawnego sezonu?- dodała spostrzegawczo inna.
-Od kiedy to znasz się na modzie? Od roku chodzisz na zmianę w tym samym. Jakbyś tylko te trzy komplety miała w swojej szafie.-odpowiedziała przesłodzonym tonem Jenny- Wystarczy spojrzeć na Ciebie i wiadomo, że nie znasz się na modzie. Więc stul dziób i nie komentuj. To się nazywa styl retro. 
Koleżanka zawstydziła się. A brunetka w duszy zaśmiała się z niej. Uwielbiała pokazywać innym gdzie ich miejsce. Bo gdzie tym głupim kurom do niej. Ona jest piękna, inteligentna i to na nią wszyscy się patrzą z podziwem.
     Znów stałam w zamglonym lesie. Animus koło mnie zaśmiewał się w myślach ze swoich wspomnień. Dziewczyna nie żałowała swojego zachowania i postawy wobec innych.
-No cóż pierwszy test za nami- rzekłam.
-Jak to za nami?- zdziwiła się Jenny- Przecież nic się nie działo...A już wiem! Testem było milczenie? Tak?- a w myślach dodała czyli udało mi się. Przeszłam pierwszy test pomyślnie.
-Zależy co uważasz za pomyślne-spojrzałam na nią z uśmiechem, którego ona oczywiście nie mogła zobaczyć.
-No że nie trafię do piekła. Milczałam przecież.
-Haha- prychnęłam ubawiona- To nie milczenie było sprawdzianem.
-A co?- zdumiona spojrzała na mnie.
-Wspomnienie, to o torebce- odparłam a ona zamilkła na moment.
-O Boże! Ona widzi moje wspomnienia. -kołatało jej w głowie, a głośno rzekła- Aale to przecież byyło dawno. Nie powinny się liczyć moje grzeszki z kiedyś... Za to byłam sądzona przecież, prawda.
-Za to tak. Ale chodzi o to co poczułaś wspominając to zdarzenie. No więc? Co czułaś Jenny?
-Jaa...-dotarło do niej- Przepraszam..
Teraz to już zupełnie chciało mi się śmiać. Mnie przeprasza?
-Jedna wskazówka-powiedziałam.- To Twój los się waży nie mój. Więc nie przepraszaj. Idziemy dalej.
Ruszyłyśmy. Ona zamyślona oraz kajająca się w myślach i ja lekko rozbawiona jej postawą. 
Nie uszłyśmy jednak za daleko. Poczułam anielską (tylko nie wiedziałam jeszcze, którą niebiańską czy piekielną) obecność we mgle. Co było niedopuszczalne w chwili gdy miałam podopieczną. Co gorsza poczułam też obecność Animusów przy wrotach do piekieł.
-Co tu się dzieje do licha?!- zaklęłam pod nosem. 
Teleportowałam się z moją podopieczną najpierw na polane spotkań, gdzie czułam obecność anielską. W świetle księżyców ujrzałam czekającego tam na mnie Risusa. Zrozumiałam, że czekają mnie problemy...

wtorek, 30 sierpnia 2011

Rozdział 1

      Gęsta mgła owija mnie niczym koc. Jest ciepła i wilgotna. Jak zwykle dusza trafia do mnie w środku nocy. Bo w Strefie Mgły wiecznie panuje noc. Jedyne światło dają dwa księżyce na niebie. Wpatruję się na nią z pomiędzy drzew otaczających polanę na której stoi. Oświetl ją blask księżyca. To młoda dziewczyna. Animusy danego człowieka nie odpowiadają wyglądowi jego powłoki ziemskiej. Istnieje wśród dusz dalej podział na płci a kształtem nie różnią się dużo od kształtu ciała ludzkiego. Animusy osób zasługujących na niebo są nieskazitelnie piękne. Jakby stworzone z pulsującego pod cienką błoną światła. Przypominają wręcz anioły, tylko brak im majestatycznych skrzydeł. Natomiast reszta dusz wygląda wspaniale tylko z daleka.
      Dziewczyna niespokojnie poruszyła się. A jej powracające myśli atakują mnie z ogromną mocą.
-Co się dzieje? Czy to piekło? Mówili o jakiejś szansie... Jak tu upiornie. Dlaczego nie potrafiłam oprzeć się korzystaniu z życia? jak mogłam doprowadzić do tego że w moim życiu nie zrobiłam niczego dla kogoś poza mną.. -Jej myśli są jak lawina. Nieuporządkowane, chaotyczne i jak dla mnie totalnie standardowe. 
      A no tak, zapomniałam chyba wspomnieć, że dusze nie potrafią i nie mogą ukrywać swoich myśli przed mieszkańcami Zaświatów. Za to my-anioły i ich sługusy-czytajcie ja- możemy je ukrywać ale nie możemy kłamać. Zasada dotycząca kłamstwa ta nie obowiązuje niektórych kreatur z Otchłani.
-Jest tu ktoś?- drżący głos dziewczyny zakłóca jeszcze bardziej spokój tego miejsca- Czy ktoś mnie słyszy?
Teraz mogłabym odezwać się i uspokoić nerwy tej duszyczki, ale zawsze wolę poczekać aż goście bardziej- że tak powiem- skruszeją. Dziewczyna rozgląda się zdenerwowana i jeszcze kilka razy nawołuje. Myśli bombardują mnie ze zdwojoną siłą.
-To jednak musi być Piekło. Zasłużyłam przecież sobie! To najbardziej mroczne miejsce jakie można sobie wyobrazić- hmm jak dla mnie ma słabą wyobraźnie- Nie chce tu zostać na wieczność, nie chcę zostać sama! Tak się boję...-Zaczyna dygotać-Ja tu umrę..
-Już przecież nie żyjesz idiotko- nie wytrzymuję.
-Kto tu jest?- pyta nie zwracając uwagi na mój wzgardliwy ton ani wyzwisko. Bowiem w środku wzdycha  z ulgą że nie jest tu sama.
Wychodzę z ukrycia i podchodzę bezszelestnym krokiem do niej. To wzdrygnięcie na mój widok- bezcenne. Za każdym razem, gdy nagle, powoli wyłaniam się z mgły przybyłe dusze nie potrafią ukryć dreszczu nieuzasadnionego lęku. Potem zwykle przyglądają mi się bacznie. Dziewczyna reaguje tak samo. Lustruje mnie ze strachem i zdenerwowaniem. Ja rozumiem, że mój znoszony płaszcz utkany z mgły nie budzi zaufania, ale żeby tak od razu bezczelnie się gapić?
-Kiim jeesteś?-szepcze wpatrując się w moje oczy. Nadmienić należy że jest to jedyna dostrzegalna część mnie, gdyż resztę szczelnie zakrywa płaszcz i jego kaptur.
-Twoim Przewodnikiem duszyczko- mówię żartobliwym tonem. A co tam trochę rozluźnimy atmosferę.
-Wyyyglądaasz jaakk duuchh- jąka się.
-I kto to mówi? Patrzyłaś ostatnio w lustro?- Animus ten mimo że wyglądem przypominał człowieka na pewno nim nie był. Po pierwsze bo ludzie tu nie trafiają tylko dusze. A po drugie poznać można po tym, że pod jej skórą dostrzec szło szybkie ruchy, jakby wijących się pod nią robaków. Wyglądało to tak jakby w środku wiło się jakieś ich gniazdo. Szata koloru nijakiego, jakby zżółkłej bieli. Do tego te jej oczy ziejące ogromną pustką i nicością. Blee. A raczej jak dla mnie norma. Jednakże zauważyłam w nich coś jeszcze, jakby iskierkę. To smutek. Smutek nad sobą. Ciekawe czy ta iskierka jest w stanie zapłonąć niebiańskim światłem...
-Eee..
-Uwielbiam elokwentne rozmowy, ale czas nagli i musimy ruszyć w drogę. Pogaduszki możemy urządzić idąc.
-Mam z Tobą iść? - spytała a po głowie tłukła jej się myśl- skąd mogę wiedzieć czy mogę tej zjawie zaufać? czy mnie nie zwiedzie na manowce?
-Och duszyczko, sama już się udałaś na manowce i to bez mojej pomocy. I wolę być nazywana Przewodnikiem lub Mgłowym Widmem a nie zjawą. Chodź!-nakazałam.
-Ty słyszysz co myślę? Jak to możliwe?- to standardowe dla nich zaskoczenie na jej twarzy, nuda.
-Tu prawie wszystko jest możliwe- uśmiechnęłam się do siebie.
Po tych słowach ruszyłam w stronę mgły. Nie musiałam się oglądać by wiedzieć, że Animus podąża za mną.